Otworzyłam wczoraj skrzynkę mailową i znalałam w niej powiadomienie z CouchSurfingu - o nowym wystawionym przez ciebie komentarzu. Kolejnym, z kolejnego profilu. Oczywiście przedstawiającym nas w jak najgorszym świetle, a jakże.
Widzę, ze ostatnio jakoś wyjątkowo mocno wspomnienia cię naszły, skoro publikujesz kolejno:
http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2015/11/couchsurfing.html
http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2015/11/poznajcie-pyszczki-nekajacych-indianke.html
http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2015/11/kwaterodawcy-lesbijek.html
...a pewnie na tym nie koniec?
Nie wiem, czy celem ich publikowania jest sprowokowanie nas do odpowiedzi - jeśli tak, to uznajmy, że w tym momencie ci się to udało. Bo ja już mam serdecznie dość twojej stałej nieproszonej obecności w naszym życiu - pomimo tego, że twoje "rancho" opuściłyśmy z górą trzy lata temu.
Skup się na tym, co teraz napiszę: CHCEMY O TOBIE ZAPOMNIEĆ.
Zdaję sobie sprawę, że żywisz niezłomne przekonanie, że jesteśmy autorkami nagonki, czy wręcz linczu, współczestniczkami spisku... Że codziennie z satysfakcją siadamy przed komputerem, aby znaleźć na ciebie jakiś hak, skontaktować się z którymś z "przydupasów", albo po prostu cię obrazić, tak dla sportu. W rzeczywistości nie mamy na to ani czasu (błagam, mamy lepsze rzeczy do roboty...), ani chęci. Prawda jest taka, że nawet między sobą nie rozmawiamy o tobie i twoim "rancho", bo jest to dla nas temat absolutnie toksyczny. Wspomnienie wakacji na farmie, gdzie pod nogami można było znaleźć szczątki zwierząt, a pod stodołą - zagłodzonego ciężarnego psa, jest jednym z naszych najupiorniejszych wspólnych wspomnień; i naprawdę - nie chcemy już o tym pamiętać. Uważamy, że zrobiłyśmy tyle, ile powinnyśmy, i tyle, ile mogłyśmy. Chcemy o tobie zapomnieć.
Tymczasem z twojego bloga wynika, że ty myślisz o nas ciepło i przede wszystkim
- CZĘSTO. Czasami nawet w wierszowanej formie (ach, tak trudno znaleźć
rym do słowa "piździchy"...)
Powiem ci szczerze - gdybym nie
znała całej historii i czytała twoje wypowiedzi z marszu, obstawiałabym,
że jesteś kryptohomoseksualna. Uznałabym, że twoje fantazje na temat
lesbijskiego seksu muszą być bardzo żywe - sądząc po natrętności tematu i
uderzającej dosłowności języka. A jednocześnie gwałtownie wypierane,
sądząc po natężeniu nienawiści. Coś jak drugie wcielenie księdza Oko.
Ale
to jest tylko teoretyczna uwaga, bo wiem, że ta nienawiść ma inne
źródło. Zanim do ciebie przyjechałyśmy, pisałaś, że podoba ci się, że
"nasza miłość przekracza nawet granice płci" (oczywiście skasowałaś tę
korespondencję na CS.. ale tak było). Homofobką stałaś się po naszej
interwencji, co oznacza, że "homo" nie ma tu większego znaczenia...
Gdybyśmy były czarne, stałabyś się z dnia na dzień rasistką; gdybyśmy
były wyznania żydowskiego, twój antysemityzm rozgrzałby się do białości.
Gdybyśmy były nijakie... cóż, coś byś wymyśliła. Chwyciłaś się po
prostu najłatwiejszej, najtańszej nienawiści, jaka była dostępna.
Naprawdę więc trudno brać na poważnie te homofobiczne bluzgi, które co jakiś czas się z ciebie wylewają.
Historia, którą opowiadasz na nasz temat, jest tak pełna przekłamań,
że nie mam na tyle energii, żeby to wyjaśniać. Zresztą, po co... zaraz
wymyśliłabyś coś nowego. A to, co chciałyśmy powiedzieć, zostało już
napisane na http://indianka-rancho-czukty.blogspot.com.
W twojej
ostatniej wersji wydarzeń szczególnie urzekły mnie informacje na temat
zastraszonych Niemców - zupełnie jakbyś tam była! Wiesz nawet o tym, co
Niemcy sobie *pomyśleli*. To też jest twoja superzdolność?
Tak na
marginesie, złe doświadczenie z tobą nigdy nie przeszkodziło nam w
korzystaniu z CouchSurfingu - od tego czasu kilkukrotnie gościłyśmy i
kilkukrotnie byłyśmy goszczone. Tak więc, jeśli uważasz ponowne
zamieszenie negatywnego komentarza na naszym profilu za straszną zemstę,
to muszę cię rozczarować - wielkiego znaczenia to nie ma. Inni
użytkownicy bez większego problemu wyczuwają, jaka osoba i jaka historia
kryje się za twoim komentarzem.
Twoja farma to zaniedbana, szczerze przerażająca zwierzęca
umieralnia. Kiedy czytam twoje wpisy na blogu na temat zwierząt - np.
temat ciężarnej kozy, który w okolicach porodu nagle się urywa... a
przecież nie omieszkałabyś się pochwalić na blogu, gdyby poród był
szczęśliwy... wszystkie doniesienia o nowych zwierzętach, które potem
ledwo masz czym karmić... kiedy to czytam, chce mi się płakać, naprawdę.
Nie będziemy wchodzić z tobą w dyskusje, ponieważ konstruktywna dyskusja z tobą nie jest możliwa. Twoje przekonania noszą wszelkie znamiona paranoi, a twoja osobowość to wręcz model patologicznego narcyzmu. I mówię to nie w charakterze obelgi, ale z perspektywy osoby z doświadczeniem lekarskim. Zresztą ilość konfliktów, które wywołałaś do tej pory w przeróżnych miejscach, mówi sama za siebie.
W każdym razie, jeśli ktoś kogoś tutaj nęka internetowym hejtem, to raczej ty nas, niż odwrotnie...
Czy mogłybyśmy zatem prosić wreszcie o łaskawe odp****enie się od naszego życia? :/
*
Podpisano: Marta P.
także w imieniu Izabelli U., która jednakowoż nie chce się wypowiadać tutaj samodzielnie, bo na samą myśl o twojej osobie dostaje mdłości.
Niniejszy tekst odnosi się do bloga http://www.kreatywnaromantyczka.blogspot.com, i ma służyć jako komentarz do zamieszczonych tam wpisów. Blog prowadzony jest przez mieszkankę warmińskiej wsi Czukty, przedstawiającej się w sieci m.in. jako „Indianka” lub Isabelle de Rebelle, będącej właścicielką gospodarstwa nazwanego przez nią Rancho Romantica.