2013/03/04

Pierwszy dzień
The first day


Dotarcie do farmy Indianki nie było łatwe, jako że korzystałyśmy tylko z publicznych środków transportu, a potem czekała nas jeszcze dość długa droga pieszo, z ciężkimi plecakami. Po drodze złapała nas nagła, silna ulewa – więc kiedy wreszcie dotarłyśmy do Czukt, zapukałyśmy do pierwszego domu na naszej drodze, żeby zapytać o wskazówki, jak dotrzeć do domu Indianki, nie błądząc niepotrzebnie po wsi. Na nasze zapytanie o „rancho” oboje gospodarze prychnęli nie bez pogardy, czym nieco nas zaskoczyli. Jednak przed wyjazdem czytałyśmy bloga Indianki między innymi na temat wrogości jej sąsiadów wobec niej, więc teraz reakcja sąsiadów wydawała się być po prostu tego odzwierciedleniem. Gospodarze wytłumaczyli nam dalszą drogę, sugerując przy tym, że „same zobaczycie, jak tam jest”, ale nie powiedzieli nic więcej, nie zniechęcali.

Kiedy dotarłyśmy na miejsce, przywitała nas Indianka i trzy wolno biegające, bardzo piękne konie, oraz suka – Saba. Ciągle padało, więc weszłyśmy do domu natychmiast, przyszedł czas na pierwsze zapoznanie, na suszenie przemoczonego bagażu. Ponieważ pogoda zdecydowanie nie sprzyjała rozbijaniu namiotu, ustaliłyśmy wspólnie, że pierwszą noc prześpimy w domu, a namiot rozbijemy następnego dnia, kiedy przestanie padać. Indianka nie uważała tego za problem, zaoferowała nam nawet łóżko i pościel, chociaż byłyśmy przygotowane na spanie w śpiworach na podłodze.

Wieczorem usiadłyśmy razem, aby omówić kwestie organizacyjne. I tutaj Indianka zaproponowała nam wybór. Mogłyśmy albo przebywać na gospodarstwie jako goście, couchsurferki, co oznaczałoby, że zajmujemy się same sobą – albo jako wolontariuszki, co z kolei oznaczałoby dla nas obowiązek pomocy w pracach gospodarskich. Indianka zaoferowała nam układ: jeśli będziemy pracować co najmniej 5 godzin dziennie, w zamian za to ona zadba o nasze wyżywienie na ten czas. Po chwili zastanowienia zdecydowałyśmy się na tę drugą opcję – po pierwsze dlatego, że i tak miałyśmy zamiar pomóc trochę na gospodarstwie w ramach odwdzięczenia się za gościnę (o czym pisałyśmy w mailach, które wymieniałyśmy przed wyjazdem), a po drugie dlatego, że na ten moment nie miałyśmy żadnego jedzenia. Miałyśmy zamiar zaopatrzyć się w jedzenie na miejscu; okazało się tymczasem, że do sklepu jest na piechotę bardzo daleko – i oczywiście wybrałybyśmy się tam kupić jedzenie, gdybyśmy wybrały opcję „goście” (wbrew temu, co twierdzi Indianka, miałyśmy pieniądze, nie przyjechałyśmy "spłukane"), ale skoro Indianka sama zaproponowała nam wyżywienie w ramach opcji „wolontariuszki”, było to dla nas tym bardziej zachęcające. A ona sama bardzo ucieszyła się z naszej decyzji. 
Po czym – przyniosła nam do wypełnienia ankiety. Były to formularze, które sama stworzyła, zaskakująco szczegółowe – zawierające między innymi pytania o nazwiska, adresy, numery telefonów. Nasze nazwiska Indianka już znała, ponieważ były one umieszczone na profilu CS (my nie znałyśmy jej nazwiska, ponieważ posługiwała się pseudonimem Isabelle de Red) – mimo wszystko jednak ankiety wywołały w nas lekki opór; wypełniłyśmy je pobieżnie, omijając co bardziej kontrowersyjne punkty. Wywołało to później dyskusję na temat bezpieczeństwa przyjmowania obcych ludzi we własnym domu, wymieniałyśmy uwagi między innymi na temat zasadności sprawdzania danych. Indianka pytała, czy mamy w zwyczaju sprawdzać dokumenty osób, do których jedziemy – i zdziwiła się, kiedy odpowiedziałyśmy, że nie mamy takiej potrzeby, że naszym zdaniem Couch Surfing działa głównie na zasadzie wzajemnego zaufania.

Należałoby tu może powiedzieć kilka słów o domu. Jest on, faktycznie – w złym stanie. Ale, oczywiście, byłyśmy na to przygotowane, więc absolutnie nie dajemy sobie prawa do narzekania na takie rzeczy, jak zerwane pół podłogi w kuchni, brakujące drzwi do łazienki, awaria toalety, dziurawy komin, i tak dalej. Ale inną sprawą jest fakt, że tam było po prostu brudno. Pościel, którą dostałyśmy, była w takim stanie, że ułożyłyśmy się na łóżku okutane w śpiwory. Możnaby pewnie powiedzieć, że nie byłyśmy wystarczająco psychicznie przygotowane na „surowość warunków”, ale chcemy po prostu o tym wspomnieć – jeśli ktoś miałby ochotę pomieszkać trochę u Indianki, musi przygotować się na zagrzybione prześcieradła, ścianę porośniętą grubą pleśnią pod przeciekiem w dachu, trochę gruzu na podłodze, pomiędzy nim zakurzone garnki, w których potem przygotowywane są posiłki, w nocy rój much obsiadający wszystko łącznie z twoją twarzą, tego rodzaju atrakcje. 

>>>Czytaj dalej>>>

Getting to Indianka's farm wasn't easy, because we used only public transportation, and after that we had to walk quite a long distance, with heavy rucksacks. While we were on our way, there was a sudden heavy rain - so when we finally reached Czukty, we knocked to the very first house, to get the directions. We didn't want to roam in vain, looking for the house and soaking. When we asked about "rancho", both people snorted with contempt - which surprised us a little. However, before we came, we had read Indianka's blog, where she mentioned her neighbours being mean to her, so now the reaction of the neighbours seemed compatible. The man and the lady told us how to get to Indianka's house, and they said "you'll see by yourselves, how it looks like"; they didn't say anything more, they didn't discourage.

When we reached the place, we were welcomed by Indianka, her three free-running, beautiful horses, and a dog - Saba. It kept raining, to we went inside the house immediately. There was a first talk, and we tried to dry our soaked rucksacks. Because of the weather it was rather impossible to pitch the tent, so together we agreed, that we would spend the first night in the house, and we would move to the tent next day, when it stops to rain. Indianka didn't see it as a problem, she even offered us a bed and linen, although we were prepared to sleep in sleeping bags on the floor.

In the evening we sat together to talk about organization stuff. This is when Indianka offered us a choice. We could stay at the farm as guests, couchsurfers - which would mean that we take care of ourselves - or we could become volunteers, which would mean an obligation to work at the farm. Indianka offered us a deal: if we work at least 5 hours a day, she would in return provide us with food. We considered both options for a while, and we chose to be "volunteers". Firstly, we had planned to help a little on the farm anyway, as a way of saying "thank you" for the hospitality (and we had mentioned that in mails we exhanged earlier). Secondly, at that moment we didn't have any food with us. We wanted to buy some when we get here; it turned out that the nearest shop was very far on foot - and, of course, we would go there if we had chosen the "guests" option - but when Indianka offered us food by herself, it was very convenient for us. And in fact, she was very happy with our decision.
And then - she brought us questionnaires to fill. She had created them by herself, they were pretty detailed - asking for surnames, addresses, phone numbers. Indianka had already known our last names from our CS profile (we didn't know hers, she used the nickname Isabelle de Red) - anyway, we didn't really want to fill such questionnaires, we just gave a little information, omitting the controversial points. This resulted in a discussion about security of hosting strangers, we exchanged opinions about the need of checking the personal data. Indianka wanted to know whether we check documents of the people we visit - and she was surprised when we told her that we didn't need that, because for us Couch Surfing is basically about mutual trust.

This is a moment to say a few words about the house. It is indeed, in a bad shape. But, of course, we were prepared to that, so we don't give ourselves any right to complain about things like the floor that was half ripped off, no door to the bathroom, the toilet which is not really working, holes in the chimney, and so on. But there is another thing - it was all just simply very dirty. The linen we got was in such shape, that we chose to sleep in sleeping bags anyway. Of course, one could say that we were not prepared for "rough conditions", but we just want to say about it - if you plan to live at Indianka's for a while, be prepared for molded sheets, molded walls under the leaking roof; there was debris on the floor, and among it - dusted pots, in which the food was prepared, at night there were lots of flies trying to sit on your face... these kind of attractions. 

>>>Keep reading>>>

21 komentarzy:

  1. "Ponieważ pogoda zdecydowanie nie sprzyjała rozbijaniu namiotu, ustaliłyśmy wspólnie, że pierwszą noc prześpimy w domu, a namiot rozbijemy następnego dnia, kiedy przestanie padać. Indianka nie uważała tego za problem, zaoferowała nam nawet łóżko i pościel, chociaż byłyśmy przygotowane na spanie w śpiworach na podłodze."

    Ona udzieliła wam schronienia w swoim remontowanym domu a wy w podzięce i jako wyraz wdzięczności za jej miękkie serce opisałyście szczegółowo w internecie mankamenty jej domu?

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wieczorem usiadłyśmy razem, aby omówić kwestie organizacyjne. I tutaj Indianka zaproponowała nam wybór. Mogłyśmy albo przebywać na gospodarstwie jako goście, couchsurferki, co oznaczałoby, że zajmujemy się same sobą – albo jako wolontariuszki, co z kolei oznaczałoby dla nas obowiązek pomocy w pracach gospodarskich. Indianka zaoferowała nam układ: jeśli będziemy pracować co najmniej 5 godzin dziennie, w zamian za to ona zadba o nasze wyżywienie na ten czas."

    To niezupełnie tak. Wieczorem, po tym jak się do syta najadłyście i napiłyście za darmo nie dokładając się niczym do wspólnego jedzenia - zaniepokojona Indianka zapytała, czy przyjechałyście do niej jako CouchSurferki czy wolontariuszki?
    Na widok waszych niewyraźnych min wyjaśniła, na czym polega różnica.

    Różnica polega na tym, że jako CouchSuferki dokładacie się do wspólnego wyżywienia - albo produktami, albo finansowo, albo stołujecie się na własną rękę poza gospodarstwem lub gotujecie sobie same swoje posiłki ze swoich produktów na gospodarstwie Indianki.

    Także w tej opcji mogłyście skorzystać z jej sypialni zamiast rozbijać swój namiot. Jednak pokój nie był przygotowany na przyjmowanie gości bo Indianka nie spodziewała się wolontariuszy w tym czasie. Wy przyjechawszy ten pokój obejrzałyście zanim zdecydowałyście się na opcję "wolontariat" czyli odpowiadał wam standard grzyba na ścianie? Nie było słychać oburzenia ani szoku z waszej strony. Czyli pokój wam się spodobał i pasował jako miejsce kilkudniowego pobytu? Wolałyście go od swojego namiociku?
    Wszak miałyście do wyboru swój niezagrzybiony namiocik i w nim mogłyście śmiało nocować.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Po czym – przyniosła nam do wypełnienia ankiety. Były to formularze, które sama stworzyła, zaskakująco szczegółowe – zawierające między innymi pytania o nazwiska, adresy, numery telefonów. Nasze nazwiska Indianka już znała, ponieważ były one umieszczone na profilu CS (my nie znałyśmy jej nazwiska, ponieważ posługiwała się pseudonimem Isabelle de Red) – mimo wszystko jednak ankiety wywołały w nas lekki opór; wypełniłyśmy je pobieżnie, omijając co bardziej kontrowersyjne punkty."

    Tak. Te "kontrowersyjne punkty" to wasz adres zamieszkania. Dzięki temu teraz bezkarnie od ponad roku prześladujecie Indiankę w internecie i oczerniacie ją publicznie. Wielki błąd zrobiła, że was do swojego domu wpuściła bez spisania danych z dowodu osobistego. Dzięki temu unikacie konsekwencji prawnych za szkalowanie jej dobrego imienia na łamach internetu i oczerniania jej. Zalecam wszystkim potencjalnym gospodarzom, którzy zaryzykują ugoszczenie tych dwóch pań - aby dokładnie spisali ich dokumenty zanim je wpuszczą do swego prywatnego domu i tym samym narażą się na ryzyko szyderstw w Internecie.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Należałoby tu może powiedzieć kilka słów o domu. Jest on, faktycznie – w złym stanie. Ale, oczywiście, byłyśmy na to przygotowane, więc absolutnie nie dajemy sobie prawa do narzekania na takie rzeczy, jak zerwane pół podłogi w kuchni, brakujące drzwi do łazienki, awaria toalety, dziurawy komin, i tak dalej. Ale inną sprawą jest fakt, że tam było po prostu brudno. Pościel, którą dostałyśmy, była w takim stanie, że ułożyłyśmy się na łóżku okutane w śpiwory."

    Ale dajecie sobie prawo by rozpisywać się o stanie domu Indianki bardzo szeroko i szczegółowo. To nie jest fair i eleganckie z waszej strony. Zapleśniała pościel? Miałyście swoje śpiwory. Nikt was na siłę pod kołdrę nie pchał. Wiedziałyście, że warunki są polowe a w domu wilgoć, więc po co te publiczne wytyki?
    Oszukała was? Nie. Więc jakim prawem rozpisujecie się publicznie na temat stanu jej prywatnego domu? Może chodzi wam o to, by ją poniżyć, skompromitować, zniechęcić do niej wszelkich potencjalnych gości, pozbawić pomocy jakichkolwiek wolontariuszy? Czy to nie są wasze prawdziwe motywy działania? Nic wam złego nie zrobiła. Nie urządziła wam awantury. Nie biła was. Nie okradła. Nie wyzwała. Była dla was miła i uczynna. A wy się tak "odwdzięczacie"???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jaki sposob opisywanie domu Indianki ma zniechecic woluntariuszy? Chyba ze ich nie informuje o stanie jaki zastana. Remont a kompletna ruina, wilgotna i zimna - to robi roznice.
      Kasia Z.

      Usuń
  5. "inną sprawą jest fakt, że tam było po prostu brudno"

    Jak ci przeszkadza "brudno" to albo nie nocujesz w takim miejscu, albo bierzesz szczotę i zamiatasz. I tyle. Nie zrobiłaś tego. Ani jedna, ani druga paniusia nawet nie tknęła szczotki, zmiotki, szufelki, że nie wspomnę o mopie. Ba, nawet nie zmyły po sobie talerza traktując swoją Gospodynię jak służącą, która jest od gotowania i zmywania, a one tylko jedzą i zostawiają po sobie brudne talerze.

    Wyście pomagały tylko przez 5 godzin dziennie przez LEDWO dwa dni. Mieszkałyście tam w sumie 3-4 dni za darmo i jadły za darmo. Wasza Gospodyni ma mnóstwo zajęć i obowiązków, pracuje CAŁY dzień i na prawdę nie ma czasu, by jeszcze po dwóch dorosłych kobietach zmywać naczynia. Ciężko było umyć ten jeden talerz?

    OdpowiedzUsuń
  6. A w czym ci przeszkadzał "dziurawy komin" w sierpniu? Przecież było gorąco. Nikt nie pali w piecu w sierpniu.

    "pomiędzy nim zakurzone garnki, w których potem przygotowywane są posiłki"

    A ty myłaś te garnki osobiście? A może widziałaś, że do brudnych garnków Indianka coś wrzuca i gotuje? Na prawdę widziałaś aby cokolwiek do brudnych garnków wkładała?
    A kto zmywał naczynia w tym garnki gdy ty zbierałaś gałęzie? Dostawałaś jeść na brudnym talerzu? Dostawałaś w garść brudne sztućce? Nie. Jadłaś na czystym talerzu zmytym za ciebie przez Indiankę. Brudny talerz to ty zostawiałaś Gospodyni, aby jej dodać pracy w i tak już zapracowanym dniu.

    Jesteś skończoną kretynką z lubością wszczególającą się we wszystkie możliwe i urojone mankamenty miejsca, w którym zostałaś ugoszczona ZA DARMO. Wnioskuję po tym, że twoje "dziękuję za gościnę" było totalnie nieszczere.
    Wręcz fałszywe, tym bardziej, że prędko pomaszerowałaś do pierwszego z brzegu wroga Indianki - do sołtyski by razem z nią spiskować przeciwko Indiance.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nikt nie pali w piecu w sierpniu"

      Jak jest wilgoć w domu albo pogoda deszczowa (w sierpniu zależnie od regionu też już potrafi być chłodno)to się pali, nie uogólniaj. Myślisz, że tylko ty masz piec w domu i nikt pojęcia o paleniu w piecu nie ma?

      Usuń
  7. Wy dwie udowodniłyście, że Couchsurfing w polskich warunkach nie ma bytu. Nie można zaufać swoim gościom mimo ich najgorętszych zapewnień, że nie będą sprawiały problemu. Wy - sprawiałyście problemy od samego początku. Nagle, tuż po waszym przyjeździe postawiłyście swoją Gospodynię przed faktem dokonanym - nie mamy pieniędzy i chciałybyśmy u ciebie być jako wolontariuszki w zamian za wyżywienie i możliwość skorzystania z pokoju.

    Pokój był nieprzygotowany na jakichkolwiek gości - bo nikt w nim nie miał nocować. Trafił się wam on przypadkiem, co perfidnie wykorzystujecie teraz przeciwko Indiance pokazując ją jako rzekomą oszustkę. Nie oszukała was. Pokoju o wysokim standardzie wam nie obiecała, ani nie obiecała wam żadnego pokoju. Miałyście spać w swoim namiocie.

    Druga sprawa wyżywienie. Jak same zauważyłyście, w tamtym okresie bardzo ciężko jej było pod względem materialnym i finansowym i nie stać jej było na bogate żywienie psów, a co dopiero dodatkowych gości. Powinnyście były mieć ze sobą swoje wyżywienie i takie były ustalenia. Miałyście przyjechać autostopem z Krakowa i mieć pieniądze na swoje wyżywienie. Tymczasem wy zrobiłyście sobie wycieczkę do Berlina (w tym do jednego remontowanego skłotu gdzie o remoncie tego mieszkania się nie rozpisujecie szeroko tak jak szeroko rozpisujecie się o domu Indianki), potem do Warszawy i totalnie spłukane przyjechałyście na Rancho Indianki, by na niej żerować bez żadnych skrupułów.

    Standard domu??? Doskonale wiecie, że ludzie w ramach CouchSurfingu nocują w najprzeróżniejszych warunkach od komfortowych po brudne opuszczone fabryki z kilkucentymetrową warstwą kurzu i gruzu, bez oświetlenia i sanitariatów, po balkony i altanki w ogródkach, a nawet na plaży. I nikt, ale to nikt nie robi z tego powodu AFERY taką, jaką WY urządziłyście na pół internetu. Bo CouchSurfing to nie tylko gościnność, życzliwość ale także TOLERANCJA, którą się nie odznaczacie.

    WY żądacie tolerancji dla swojego zboczenia.
    Indianka stolerowała wasze odchyły i nie robiła wam z tego tytułu wyrzutów itp.
    Natomiast wy uzurpujecie sobie prawo do mówienia jej jak ma żyć, co ma robić itd.
    Wylewacie na nią wiadra pomyj - jedno po drugim od roku czasu. Bez zastanowienia, bez skrupułów i bez SUMIENIA.

    Ona nic wam złego nie zrobiła. za to wy przyczyniłyście się do całej serii nieszczęść które spadły na jej gospodarstwo i na nią samą po waszej "wizycie".

    Dziewczyna straciła psa. Przez gospodarstwo przetoczyły się upierdliwe, szczegółowe kontrole, odebrano jej dopłaty (nie za psa, ani zwierzęta czy stan gospodarstwa ale przy okazji innych czynności formalnych), ona sama została dotkliwie pobita przez dwie agresywne policjantki w Giżycku podczas próby odebrania wyłudzonej od niej podstępnie suki. To wszystko wasza wina. Wy jesteście za to odpowiedzialne. To WY wyrządziłyście jej tę wielką krzywdę.
    Bo się wam wakacje nie udały? Bo liczyły na drapane? że biedna dziewczyna będzie dokładać do waszego pobytu? Jesteście po prostu beznadziejne. Podłe, złe kobiety - skrajnie egoistyczne świnie z wielkiego miasta, które w życiu tak ciężko nie pracowały, jak ta dziewczyna pracuje na wsi od 10 lat. Przyjechałyście na ledwo kilka dni, a osądzacie ją, pomawiacie o wszystkie grzechy tego świata.
    Wasza podłość po prostu nie zna granic.

    Tym samym pokazałyście, że CouchSurfing to nie jest bezpieczna i fajna wymiana gościnności i sposób na poznawanie ciekawych, fajnych osób.
    Wy dla Indianki nie jesteście ani fajne, ani ciekawe. ktoś, kto się skupia wyłącznie na sobie i swoich zachciankach kosztem innych - nie może być fajny.




    OdpowiedzUsuń
  8. powyzsze parę wpisow mozna skomentowac jednym: http://c3201142.cdn.imgwykop.pl/comment_yKpV5jNXySs8tYmPRK8orOrmRZY9uTJb.jpg

    OdpowiedzUsuń
  9. Indianko, zażyj pigułkę, bo masz rozdwojenie jaźni...

    OdpowiedzUsuń
  10. Iza nie jestes świeta to Ty zaczelas oczerniac ludzi pierwsza ledwie sie wprowadzilas a juz narobilas sobie wrogow. Sołtysowa nie dobra hmm a przypomnij sobie kto Ci piec wyspawał bo bys tam zamarzła , pan Józef mąz soltysowej i to za free bo nie zaplacilas oszustko. kto ci trawe kosił kolejny oszukany sąsiad czyli synowie pana Heńka tez nie zaplacilas. a kto Ci drewno wozil i pilowal pierwszej i drugiej zimy , pan Stefan z sąsiedniej wsi wraz ze swoimi pracownikami i jak jemu podziekowalas .... odpowiedz przed samą sobo . narobilas sobie do okola wrogow nawet do sklepow w poblizu nie chodzisz bo by Cie nie obsuzyli .Zal mi takich ludzi bo nie widzą własnej winy w sobie .

    OdpowiedzUsuń
  11. Piec projektu Indianki - piec który sama zaprojektowała i do którego wykonania sama zakupiła odpowiednio grubą blachę w Olecku i gdzie równie dobrze mogła zlecić spawanie tego pieca w warsztacie który tę blachę pociął na elementy oraz wyspawał otwory na rurę i piekarnik - ten piec mąż sołtyski dostał do spawania tylko dlatego, że zapronował korzystniejszą cenę za spawanie niż warsztat.
    Potem, już po fakcie podniósł tę cenę dwukrotnie i chcial dwa razy więcej pieniędzy od Indianki wyłudzić co mu się nie udało, dlatego złośliwie zagarnął jeden z elementów pieca i nie chciał oddać dopóki Indianka nie wezwała policji.
    Prosiła go wielokrotnie przez 3 miesiące, aby oddał ten element pieca, a on przez 3 miesiące robił trudności, więc w końcu trzeba było poprosić o interwencję policję.

    Mąż sołtysowej wyspawał piec za tyle, na ile było uzgodnione. Zapłaciła mu gotówką (są na to świadkowie m.in. Stefan), tyle ile było uzgodnione, nawet poczęstowała go dobrym winem, a on awanturował się, bo chciał więcej niż się należało i niż było uzgodnione. Piec Indiance spawał dla pieniędzy, a nie z litości czy z serca którego nie ma. Nic go nie obchodziło czy Indianka zamarznie czy nie.
    Czy pogotowie do niej dojedzie w razie potrzeby.
    On i jego żona przyczynili się do tego, że Indianka długo musiała zabiegać o remont tego końcowego odcinka drogi gminnej, bo oni jej starania sabotowali.
    Gdy Indianka załatwiła żwir na żwirowanie tej drogi - kazali kierowcom zwalić sobie ten żwir na swoim prywatnym podwórku i zakazali żwirowania tego fatalnego odcinka drogi, przez który wcześniej weterynarze nie chcieli przyjechać do ciężko chorego, umierającego psa w efekcie czego piesek skonał.

    Ten sam mąż sołtyski sugerował Indiance, wręcz nahalnie jej wmawiał, że jej piesek padł, bo otruł go nie kto inny jak Waldek. Indianka oczywiście w to nie uwierzyła, bo pies miał typowe objawy parwowirozy. Ale to pokazuje jak ten człowiek i jego żona lubią knuć i intrygować przeciwko ludziom by ich skłócać.

    OdpowiedzUsuń
  12. " kto ci trawe kosił kolejny oszukany sąsiad czyli synowie pana Heńka tez nie zaplacilas"

    Indianka żadnych synów pana Heńka nie zna.
    żadni synowie pana Heńka nie kosili u Indianki trawy.

    Kiedyś pewien zdaje się pan Heniek kosił u niej zboże za co został sowicie wynagrodzony całkowicie według ustalonej stawki. Odjechał zadowolony i z gotówką w garści.
    skosił wtedy swoim kombajnem pszenicę i owies oraz mądrze zboże zwalił pod magazynem Indianki, aby mogła to zboże szybko schować pod dach. Tamta transakcja była super udana i ten pan Heniek nie miał powodu by narzekać.
    Indianka też była zadowolona.

    Indianka nie wie czy ten pan Heniek ma synów i nie wie o jakim koszeniu bredzisz.
    Żadni tacy na łąkach Indianki nie kosili nic.

    Za to kosił jeden ze wsi obok, co skosił, dostał uzgodnioną kasę i odmówił zebrania skoszonego siana marnując Indiance paszę na polu. Był to niejaki Artur.
    Naciągnąl Indiankę na pieniądze i zmarnował pasze. Sam się wprosil z koszeniem, bo chciało mu się chlać, a gdy dostał forsę poszedł chlać i olał zbieranie siana i zostawił w polu nie zebrane powodując stratę materialną dla Indianki.
    Takie łachudry w okolicy Indianki mieszkają.

    W zeszłym roku sytuacja się powtórzyła. Andrzej D. i Adam D. skosili, forsę i sprzęt za koszenie, wałowanie, kostkowanie i zbieranie siana zgarnęli, a siana całego nie zebrali, większość siana zostawili w polu na zmarnowanie, przez co Indianka poniosła wielką stratę finansową i materialną :(((

    Indianka żyje wśród cwaniaków i oszustów i ma ich serdecznie dość, więc albo będzie kosić ręcznie i zwozić koniem swoje tegoroczne siano, albo dogada się z jakimś rolnikiem na rozsądnych warunkach aby dla niej to siano skosił.

    Właściwie taki rolnik się już znalazł, ale sołtyska stanie na głowie, żeby interes zepsuć jak to zrobiła już wielokrotnie wcześniej szerząc pomówienia i intrygując przeciwko Indiance. Sołtyska to zła kobieta, bruździ od początku Indiance i zatruwa jej życie, dlatego taka rada była, jak te dwie bździągwy popędziły na Indiankę donosić.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten sam który gdy wykorzystał Indiankę do załatwienia sobie forsy darowizny od brata w USA gdy tę forsę od brata dostał - tysiące dolarów - olał Indiankę, nie oddał kasy za wielogodzinne rozmowy do USA, nie chciał oddać piły, a w końcu gdy tę piłę z trudem odebrała od buńczucznej żonki jego - udawał że Indianki nie zna i przestał się pokazywać.

    Ten sam , co obiecał Indiance że za wydzwionione rozmowy zaorze Indiance 10 hektarów ziemi i pomoże posiać zboże i nigdy tego nie zrobił. Nie dotrzymał słowa.
    Wykorzystał i olał. Jego interesowna przyjaźń się skończyła w momencie gdy dolary nadeszły. Wcześniej był tak biedny i żył w takiej nędzy, że Indianka im salceson za ostatnie pieniądze z litości kupowała i dobrodusznie pozwoliła dzwonić ze swojego telefonu do Stanów, pod warunkiem że jej za te rozmowy zwróci pieniądze czego nigdy nie zrobił. W polu tez nie pomógł. Piłę ledwo odzykała w stanie jak określił ją pewien chłop co ją potem prówał odpalić: "ta piła to nieźle w pizdę dostała. zajeździł ją Stefan w tym lesie jak chuj".

    Indianka pozyczyła Stefanowi do lasu tę piłę, bo głodowali i potrzebowali zarobić na żarcie w zimie, ale prosiła, by szanował jej własność i nie zniszczył.
    Ale on ani myślał szanować tę piłę. Oddał ją niedorozwiniętemu chłopakowi co piłował nią po ziemi pieńki w ten sposób, że porwał łańcuch, uszkodził prowadnicę i prawie zatarł silnik.

    OdpowiedzUsuń
  14. "nawet do sklepow w poblizu nie chodzisz bo by Cie nie obsuzyli"

    Indianka chodzi do sklepu czasami i jest tam obsługiwana bardzo miło przez nową ekspedientkę nie zatrutą przez sołtysową, albo co najmniej posiadającą swój własny rozum. Sprzedawczyni jest miła, inteligentna i prowadzi sympatyczne rozmowy ze wszystkimi kupującymi w tym z Indianką. Parę razy Indianka ucięła sobie z nią fajną pogawędkę. Ekspedientka jest normalna, kulturalna, nie ma focha i wrednych zagrań. Kupowanie u niej to czysta przyjemność.

    Indianka generalnie stara się robić zakupy prowiantu w Olecku raz na pół roku, bo tam taniej i większy wybór, poza tym stara się mieć swoją własną żywność np. ma swoje jaja, mleko, sery, a latem warzywa i zioła. Dawniej zanim Unia zaczęła utrudniać ubój gospodarczy miała też swoje doskonałej jakości mięso: wołowinę i kozinę.

    Indianka dąży do całkowitej lub co najmniej maksymalnej samowystarczalności i w przyszłości prawie nic lub nic nie będzie kupowała w sklepach.

    OdpowiedzUsuń
  15. "narobilas sobie do okola wrogow"
    Wrogów to robi Indiance podła sołtyska co zatruwa ludzi swoim jadem pieprząc trzy po trzy pod adresem Indianki. Podpuszcza ona miejscowych aby aby naciągali Indiankę, oszukiwali, olewali, okradali.
    Sama wraz ze swoim synem i rodziną ukradli Indiance ponad 200 drzewek owocowych.
    To zła kobieta.

    OdpowiedzUsuń
  16. Piszesz to w pełni świadoma?Oskarżasz o kradzież P .Sołtys? Publicznie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sołtyska to nie "pani" to zwykła, prymitywna wieśniara :D

      Usuń
  17. Indianko a co sie stało z twoimi psami kaukaskimi bo sie nie chwalisz zdjeciami ?

    OdpowiedzUsuń
  18. "WTOREK, 15 LIPCA 2014
    Indianka sie boi
    Ma byc wywieziona na przymusowe badanie psychiatryczne do wegorzewa na zarzadzenie sedzi z gizycka.
    Nie chce jechac. To upokarzajace i wbrew jej woli.
    Boi sie ze jej zrobia krzywde. :(((
    W TYM KRAJU NIE RESPEKTUJE SIE PRAW CZLOWIEKA". Całe podsumowanie indianki. Nic dodać nic ująć.

    OdpowiedzUsuń