Otworzyłam wczoraj skrzynkę mailową i znalałam w niej powiadomienie z CouchSurfingu - o nowym wystawionym przez ciebie komentarzu. Kolejnym, z kolejnego profilu. Oczywiście przedstawiającym nas w jak najgorszym świetle, a jakże.
Widzę, ze ostatnio jakoś wyjątkowo mocno wspomnienia cię naszły, skoro publikujesz kolejno:
http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2015/11/couchsurfing.html
http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2015/11/poznajcie-pyszczki-nekajacych-indianke.html
http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2015/11/kwaterodawcy-lesbijek.html
...a pewnie na tym nie koniec?
Nie wiem, czy celem ich publikowania jest sprowokowanie nas do odpowiedzi - jeśli tak, to uznajmy, że w tym momencie ci się to udało. Bo ja już mam serdecznie dość twojej stałej nieproszonej obecności w naszym życiu - pomimo tego, że twoje "rancho" opuściłyśmy z górą trzy lata temu.
Skup się na tym, co teraz napiszę: CHCEMY O TOBIE ZAPOMNIEĆ.
Zdaję sobie sprawę, że żywisz niezłomne przekonanie, że jesteśmy autorkami nagonki, czy wręcz linczu, współczestniczkami spisku... Że codziennie z satysfakcją siadamy przed komputerem, aby znaleźć na ciebie jakiś hak, skontaktować się z którymś z "przydupasów", albo po prostu cię obrazić, tak dla sportu. W rzeczywistości nie mamy na to ani czasu (błagam, mamy lepsze rzeczy do roboty...), ani chęci. Prawda jest taka, że nawet między sobą nie rozmawiamy o tobie i twoim "rancho", bo jest to dla nas temat absolutnie toksyczny. Wspomnienie wakacji na farmie, gdzie pod nogami można było znaleźć szczątki zwierząt, a pod stodołą - zagłodzonego ciężarnego psa, jest jednym z naszych najupiorniejszych wspólnych wspomnień; i naprawdę - nie chcemy już o tym pamiętać. Uważamy, że zrobiłyśmy tyle, ile powinnyśmy, i tyle, ile mogłyśmy. Chcemy o tobie zapomnieć.
Tymczasem z twojego bloga wynika, że ty myślisz o nas ciepło i przede wszystkim
- CZĘSTO. Czasami nawet w wierszowanej formie (ach, tak trudno znaleźć
rym do słowa "piździchy"...)
Powiem ci szczerze - gdybym nie
znała całej historii i czytała twoje wypowiedzi z marszu, obstawiałabym,
że jesteś kryptohomoseksualna. Uznałabym, że twoje fantazje na temat
lesbijskiego seksu muszą być bardzo żywe - sądząc po natrętności tematu i
uderzającej dosłowności języka. A jednocześnie gwałtownie wypierane,
sądząc po natężeniu nienawiści. Coś jak drugie wcielenie księdza Oko.
Ale
to jest tylko teoretyczna uwaga, bo wiem, że ta nienawiść ma inne
źródło. Zanim do ciebie przyjechałyśmy, pisałaś, że podoba ci się, że
"nasza miłość przekracza nawet granice płci" (oczywiście skasowałaś tę
korespondencję na CS.. ale tak było). Homofobką stałaś się po naszej
interwencji, co oznacza, że "homo" nie ma tu większego znaczenia...
Gdybyśmy były czarne, stałabyś się z dnia na dzień rasistką; gdybyśmy
były wyznania żydowskiego, twój antysemityzm rozgrzałby się do białości.
Gdybyśmy były nijakie... cóż, coś byś wymyśliła. Chwyciłaś się po
prostu najłatwiejszej, najtańszej nienawiści, jaka była dostępna.
Naprawdę więc trudno brać na poważnie te homofobiczne bluzgi, które co jakiś czas się z ciebie wylewają.
Historia, którą opowiadasz na nasz temat, jest tak pełna przekłamań,
że nie mam na tyle energii, żeby to wyjaśniać. Zresztą, po co... zaraz
wymyśliłabyś coś nowego. A to, co chciałyśmy powiedzieć, zostało już
napisane na http://indianka-rancho-czukty.blogspot.com.
W twojej
ostatniej wersji wydarzeń szczególnie urzekły mnie informacje na temat
zastraszonych Niemców - zupełnie jakbyś tam była! Wiesz nawet o tym, co
Niemcy sobie *pomyśleli*. To też jest twoja superzdolność?
Tak na
marginesie, złe doświadczenie z tobą nigdy nie przeszkodziło nam w
korzystaniu z CouchSurfingu - od tego czasu kilkukrotnie gościłyśmy i
kilkukrotnie byłyśmy goszczone. Tak więc, jeśli uważasz ponowne
zamieszenie negatywnego komentarza na naszym profilu za straszną zemstę,
to muszę cię rozczarować - wielkiego znaczenia to nie ma. Inni
użytkownicy bez większego problemu wyczuwają, jaka osoba i jaka historia
kryje się za twoim komentarzem.
Twoja farma to zaniedbana, szczerze przerażająca zwierzęca
umieralnia. Kiedy czytam twoje wpisy na blogu na temat zwierząt - np.
temat ciężarnej kozy, który w okolicach porodu nagle się urywa... a
przecież nie omieszkałabyś się pochwalić na blogu, gdyby poród był
szczęśliwy... wszystkie doniesienia o nowych zwierzętach, które potem
ledwo masz czym karmić... kiedy to czytam, chce mi się płakać, naprawdę.
Nie będziemy wchodzić z tobą w dyskusje, ponieważ konstruktywna dyskusja z tobą nie jest możliwa. Twoje przekonania noszą wszelkie znamiona paranoi, a twoja osobowość to wręcz model patologicznego narcyzmu. I mówię to nie w charakterze obelgi, ale z perspektywy osoby z doświadczeniem lekarskim. Zresztą ilość konfliktów, które wywołałaś do tej pory w przeróżnych miejscach, mówi sama za siebie.
W każdym razie, jeśli ktoś kogoś tutaj nęka internetowym hejtem, to raczej ty nas, niż odwrotnie...
Czy mogłybyśmy zatem prosić wreszcie o łaskawe odp****enie się od naszego życia? :/
*
Podpisano: Marta P.
także w imieniu Izabelli U., która jednakowoż nie chce się wypowiadać tutaj samodzielnie, bo na samą myśl o twojej osobie dostaje mdłości.
Creative Indianka,
Kreatywna Romantyczka?
Niniejszy tekst odnosi się do bloga http://www.kreatywnaromantyczka.blogspot.com, i ma służyć jako komentarz do zamieszczonych tam wpisów. Blog prowadzony jest przez mieszkankę warmińskiej wsi Czukty, przedstawiającej się w sieci m.in. jako „Indianka” lub Isabelle de Rebelle, będącej właścicielką gospodarstwa nazwanego przez nią Rancho Romantica.
2015/11/23
2013/05/20
KOMENDA POLICJI W OLECKU ZBIERA INFORMACJE
Dostałyśmy dzisiaj telefon -
Komenda Policji w Olecku zbiera informacje na temat Indianki.
Wszystkie osoby, które dysponują potencjalnie użytecznymi informacjami, proszone są o kontakt z Komendą, na adres anonim.wk@ol.policja.gov.pl.
Bardzo prosimy o odzew!
Marta i Iza
( The Police in Olecko are collecting information about Isabelle de Red.
They ask all the people who have potentially useful information to contact them. )
( The Police in Olecko are collecting information about Isabelle de Red.
They ask all the people who have potentially useful information to contact them. )
2013/05/06
NOWE INFORMACJE o Satji
New information about Satja
Po lekturze postów http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2013/04/proba-odebrania-satji.html oraz http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2013/04/zmaltretowana-rolniczka.html zdecydowałyśmy sprawdzić, o co chodzi, i skontaktowałyśmy się ze schroniskiem dla zwierząt w Giżycku.
Pan, który nam odpisał, pogratulował nam właściwej postawy wobec krzywdy zwierząt (podesłałyśmy linka do naszego bloga), i napisał parę słów o Satji, dołączając zdjęcia!:) Sunia nie tylko wygląda dużo lepiej, ale podobno także zmieniła zachowania, ufa ludziom. W mailu padły słowa: "nie wydam suni na pastwę indywiduum znęcającym się nad psem" - moc tego sformułowania chyba mówi sama za siebie.
A w kwestii posta o pobiciu przez policjantki... dostałyśmy informację, że wobec Indianki toczy się postępowanie karne o zniesławienie i czynną napaść na policjantki. I chyba nie trzeba tu już dalszych komentarzy.
Recently Isabelle published a text on her blog, in which she describes her attempt to get back her dog from the shelter. She didn't succeed, and what's more - she describes being beaten up by two policewomen. After reading this text, we decided to email the manager of the shelter to get to know what was going on.
The manager congratulated us on our proper attitude towards animals' suffering (we had sent him a link to our blog), and he wrote a few words about Satja, attaching some pictures of her!:) She looks much, much better, and the manager says that she has also changed her behaviuor, she trusts people now. He used the expression: "I will not give this dog as prey to some individual who torments dogs" - the power of this sentence speaks for itself.
And when it comes to being beaten up by the policewomen... we have been informed that right now Indianka is a subject of penal proceedings because SHE offended and attacked the two policewomen.
Supposedly this needs no more comment.
2013/03/04
TO FOREIGNERS
The following text is a comment to blogs http://www.kreatywnaromantyczka.blogspot.com and http://ranchoromanticaderedecofarm.blogspot.com. The blogs are written by a woman living in a Polish village named Czukty - in the web she uses names Isabelle de Red, or "Indianka". She's an owner of a farm named "Rancho Romantica de Red".
As you may have already noticed, this blog has been richly commented by some Polish users. Some are just readers of Isabelle de Red's blog, and some of them have some more personal experience with Isabelle (mostly negative...) and share more information about her. The comments are in Polish, so if you have any questions about them, feel free to contact us.
There are also a few comments in English - opinions of people who visited Isabelle's place.
We hope this blog helps you in any way!
As you may have already noticed, this blog has been richly commented by some Polish users. Some are just readers of Isabelle de Red's blog, and some of them have some more personal experience with Isabelle (mostly negative...) and share more information about her. The comments are in Polish, so if you have any questions about them, feel free to contact us.
There are also a few comments in English - opinions of people who visited Isabelle's place.
We hope this blog helps you in any way!
Kim jesteśmy?
Who are we?
Mamy nieco istotnych rzeczy do powiedzenia, ponieważ w
czasie ostatnich wakacji przebywałyśmy przez kilka dni na gospodarstwie
Indianki. Mówiąc konkretnie, jesteśmy tymi dwiema „wrednymi bździągwami”, które
„w zamian za gościnność nakablowały gdzie tylko się dało” [http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2012/08/podstepne-lesbijki.html]. Chciałybyśmy przedstawić naszą relację z tamtych wydarzeń, i napisać parę
słów o tym, jaką osobą jest Indianka – łagodnie mówiąc, nie do końca uczciwą w
swoich wypowiedziach.
We have some things to say, because last summer holidays we spent a few days on Isabelle de Red's farm. Precisely speaking, we are the two "malicious, false, nasty" "evil women" who "abused hospitality in the worst possible way" by "reporting to all possible institutions" [http://www.ranchoromanticaderedecofarm.blogspot.com/2012/08/angry-like-hell.html]. We would like to tell our story about those events, and say a few words about what kind of a person Indianka is - mildly speaking, she is not really honest in what she writes.
We have some things to say, because last summer holidays we spent a few days on Isabelle de Red's farm. Precisely speaking, we are the two "malicious, false, nasty" "evil women" who "abused hospitality in the worst possible way" by "reporting to all possible institutions" [http://www.ranchoromanticaderedecofarm.blogspot.com/2012/08/angry-like-hell.html]. We would like to tell our story about those events, and say a few words about what kind of a person Indianka is - mildly speaking, she is not really honest in what she writes.
Dlaczego piszemy?
Why are we writing?
Napisanie o tym na forum wydaje nam się ważne z dwóch
powodów:
Po pierwsze, co jakiś czas gośćmi na gospodarstwie Indianki
są zaproszeni przez nią obcokrajowcy, przyjeżdżający jako różnego rodzaju wolontariusze.
Wygląda na to, że większość z nich jest niemile zaskoczona tym, co zastają w
Czuktach (i nie mówimy tutaj nawet o stanie domu, chociaż mówi on wiele o
osobowości właścicielki – ale bardziej o atmosferze tego miejsca, podejściu
Indianki do innych); z tego, co wiemy, wielu z nich wyjeżdża z gospodarstwa
wcześniej niż planowało, posługując się wymówką lub w wyniku jakiegoś
konfliktu. Niektórych z nich Indianka opisywała na swoim blogu, o innych
opowiadała nam osobiście – a z dwójką wolontariuszy udało nam się nawet
nawiązać kontakt mailowy (o czym później). Jest oczywistym, że dla osoby z
zagranicy przyjechanie do warmijskiej wsi jest dużym wysiłkiem, organizacyjnym
i finansowym – tym większe jest dla nich, jak przypuszczamy, rozczarowanie na
miejscu. Osoby te nie miały do tej pory żadnej szansy, aby przeczytać na temat
gospodarstwa Indianki informacji innych niż te, które ona sama zamieściła w
sieci – a które niestety często po prostu mijają się z prawdą. Dlatego wydało
nam się konieczne jakoś opublikować informacje „z drugiej strony”, tak aby
osoby planujące przyjazd na „rancho” miały szansę się z nimi zapoznać.
Writing about it on a public forum seems important to us because of two reasons:
First of all, every now and then Isabelle de Red is hosting some guests from abroad, who usually come as volunteers of different kinds. It seems that the majority of them is unpleasantly surprised when they arrive (and we are not necessarily speaking about the state of the house, although it speaks a lot about owner's personality - we are speaking more of the atmosphere of the place, Indianka's attitude towards others); as far as we know, many of them leave the place earlier than they planned, using some excuse or as a result of some conflict. Some of them have been described by Indianka on her blog, about some others she talked to us - and we even managed to contact two of the volunteers by mail (more info below). It's obvious that coming to a little Polish village is a big organizational and financial effort for foreigners - and that must make their disappointment even more bitter. Such people didn't have the opportunity to get any information about Indianka's farm - different than the information she has put on the web by herself, which unfortunately often is not entirely true. This is why is seemed necessary for us to publish any information "from the other side", so that people who plan to come to the "rancho" have a chance to get to know about it.
And besides from that, recently Isabelle de Red has been convincing her readers to buy some kind of a subscription for the access to a different blog. Of course, the readers will eventually decide for themselves, but we would like to advise against it, according to our experience. This is the second reason for which we are writing.
It is impossible for us to put any comment on Isabelle de Red's blog (we've tried), because she apparently doesn't let any truly uncomfortable comments to be published - that's why we decides to publish this text on a separate site. We will try to make our account objective; if we quote anyone's opinions, we will stress this out.
Oprócz tego, w ostatnim czasie Indianka namawia swoich czytelników do wykupienia czegoś w rodzaju abonamentu za dostęp do innego bloga. Oczywiście czytelnicy zdecydują ostatecznie sami za siebie, ale my ze swojej strony chciałybyśmy bardzo przed tym przestrzec. To jest ten drugi powód, dla którego piszemy.
Zamieszczenie przez nas komentarza na blogu Indianki jest prawdopodobnie niemożliwe (podjęłyśmy kiedyś tę próbę), jako że najwyraźniej moderuje ona komentarze, nie pozwalając na publikację tych niekorzystnych dla siebie – dlatego zdecydowałyśmy o opublikowaniu naszego tekstu na odrębnej stronie internetowej. Postaramy się, aby nasz opis był obiektywny; zaznaczymy wyraźnie, jeśli przywoływać będziemy czyjeś opinie.
W celu weryfikacji umieszczonych tu informacji można skontaktować się m.in. z sołtysem wsi Czukty, wójtem gminy Kowale Oleckie, Powiatowym Inspektorem Weterynarii w Olecku, a także z innymi osobami. Ewentualnie zainteresowanym osobom możemy udostępnić dane kontaktowe do wyżej wymienionych osób.
Prosimy też o zapoznanie się z komentarzami na tym blogu! Osoby komentujące dysponują istotnymi informacjami!
Prosimy też o zapoznanie się z komentarzami na tym blogu! Osoby komentujące dysponują istotnymi informacjami!
Writing about it on a public forum seems important to us because of two reasons:
First of all, every now and then Isabelle de Red is hosting some guests from abroad, who usually come as volunteers of different kinds. It seems that the majority of them is unpleasantly surprised when they arrive (and we are not necessarily speaking about the state of the house, although it speaks a lot about owner's personality - we are speaking more of the atmosphere of the place, Indianka's attitude towards others); as far as we know, many of them leave the place earlier than they planned, using some excuse or as a result of some conflict. Some of them have been described by Indianka on her blog, about some others she talked to us - and we even managed to contact two of the volunteers by mail (more info below). It's obvious that coming to a little Polish village is a big organizational and financial effort for foreigners - and that must make their disappointment even more bitter. Such people didn't have the opportunity to get any information about Indianka's farm - different than the information she has put on the web by herself, which unfortunately often is not entirely true. This is why is seemed necessary for us to publish any information "from the other side", so that people who plan to come to the "rancho" have a chance to get to know about it.
And besides from that, recently Isabelle de Red has been convincing her readers to buy some kind of a subscription for the access to a different blog. Of course, the readers will eventually decide for themselves, but we would like to advise against it, according to our experience. This is the second reason for which we are writing.
It is impossible for us to put any comment on Isabelle de Red's blog (we've tried), because she apparently doesn't let any truly uncomfortable comments to be published - that's why we decides to publish this text on a separate site. We will try to make our account objective; if we quote anyone's opinions, we will stress this out.
For verification of the infomation published here, it's possible to contact the authorities. Those are, among others: the village administrator of Czukty village, the administrator of the Kowale Oleckie district, the regional veterinary inspector in Olecko, and other people. We can provide those who would need any further reference with contact information.
Please notice that other people are commenting this blog, and they basically confirm the problem, and give more important information!
Please notice that other people are commenting this blog, and they basically confirm the problem, and give more important information!
Couch Surfing
Kontakt z Indianką nawiązałyśmy za pomocą portalu społecznościowego
Couch Surfing. Jego działanie polega na tym, że ludzie tam zrzeszeni udzielają
sobie nawzajem gościny we własnych domach (za darmo), w różnych miejscach na
całym świecie. Dzięki temu można podróżować, oszczędzając na hostelach, a przy
okazji poznając miejscowych ludzi. Szukałyśmy w ostatnie wakacje jakiegoś
spokojnego miejsca na odpoczynek, z daleka od miasta. Kiedy znalazłyśmy profil
Indianki, byłyśmy zachwycone – fascynująca historia dzielnej pionierki z
wielkiego miasta, do tego mnóstwo pięknych zdjęć. Indianka faktycznie
zaznaczała na swoim profilu, że dom, w którym mieszka, jest w stanie ciągle
wymagającym remontu – nie zwróciłyśmy jednak na to szczególnej uwagi, bo i tak
Indianka oferowała głównie możliwość przyjazdu z namiotem i rozbicia się gdzieś
na jej rozległych włościach – nie
wykluczała przyjęcia gości w domu, ale miało się to ograniczać raczej do
sytuacji awaryjnych. Taka perspektywa bardzo nam się podobała, zabrałyśmy więc
ze sobą namiot, i na taki układ wstępnie się umówiłyśmy mailowo. Przed wyjazdem
zapytałyśmy też Indianki, czy nie potrzebuje czegoś z miasta – zabrałyśmy więc
ze sobą też pompkę do materaca, o którą nas poprosiła. Oczywiście,
przejrzałyśmy przed wyjazdem bloga, do którego podesłała nam linka (http://ranchoromanticaderedecofarm.blogspot.com/), ale nie znalazłyśmy w nich zasadniczo niczego
niepokojącego. Także komentarze jej (rzekomych? p.dalej) poprzednich gości,
zamieszczone na jej profilu Couch Surfing – wszystkie bez wyjątku były
pozytywne. Ogólne wrażenie było dobre, no i naprawdę bardzo chciałyśmy
odwiedzić to piękne gospodarstwo ze zdjęć.
Notabene, profil CS był jedynym miejscem w sieci, gdzie
można było przeczytać negatywny komentarz na temat Indianki, napisany przez nas
(i oczywiście vice versa). W tym momencie jednak przeczytanie go, jak również w
ogóle zapoznanie się z innymi informacjami zamieszczonymi przez Indiankę – jest
niemożliwe, ponieważ zablokowała ona możliwość przeglądania swojego profilu.
Istnieje alternatywna możliwość dotarcia do tych komentarzy poprzez nasz
profil, do którego odsyłamy ewentualnych zainteresowanych użytkowników CS
(nazwa użytkownika: „doctorprinter”, nazwa profilu: „Marta + Iza – shared
profile”, lokalizacja: Kraków).
>>>Czytaj dalej>>>
We got to know Isabelle de Red through Couch Surfing. The idea of the site is to give people the opportunity to host each other in their own homes (for free), in various places all over the world. Thanks to that, it's possible to travel without spending a lot of money on hostels, and to meet new interesting people. Last holidays we were looking for a calm place to rest, far away from the city. When we found Isabelle de Red's profile, we were delighted - a fascinating story of a courageous pioneer from a city, together with lots of beautiful photos. Isabelle de Red mentioned on her profile that her house is going through renovation - we didn't pay too much attention to this, as Isabelle was offering mainly a opportunity to come with a tent, anyway - she didn't rule out the possibility to host guests in her house; however, that was saved for "emergency" situations. We liked this kind of prospect, so we took the tent with us, and we agreed for such arrangement through e-mails. Before we left, we also asked whether Isabelle de Red needed anything to be brought to her from the city - so we also took the matress pump that the asked for. Of course, we went through her blogs, but we didn't find anything disturbing, basically. What's more, all the references on her Couch Surfing profile (sham? we will mention it later), left by other guests of her, were all positive. The general impression was very good, and we really wanted to visit the beautiful farm from the pictures.
What's worth noticing, Isabelle de Red's CS profile was the only place in the web where it was possible to read any negative comment about her, written by us (and of course - vice versa). However, right now it's impossible to read it, it's also imposible to read any of the information that Isabelle de Red put in her profile - as she has blocked her profile for viewing. There is an alternative way to get to the reference through our profile - if you are interested, our username is "doctorprinter", profile name: "Marta + Iza - shared profile", location: Kraków, Poland.
>>>Keep reading>>>
>>>Czytaj dalej>>>
We got to know Isabelle de Red through Couch Surfing. The idea of the site is to give people the opportunity to host each other in their own homes (for free), in various places all over the world. Thanks to that, it's possible to travel without spending a lot of money on hostels, and to meet new interesting people. Last holidays we were looking for a calm place to rest, far away from the city. When we found Isabelle de Red's profile, we were delighted - a fascinating story of a courageous pioneer from a city, together with lots of beautiful photos. Isabelle de Red mentioned on her profile that her house is going through renovation - we didn't pay too much attention to this, as Isabelle was offering mainly a opportunity to come with a tent, anyway - she didn't rule out the possibility to host guests in her house; however, that was saved for "emergency" situations. We liked this kind of prospect, so we took the tent with us, and we agreed for such arrangement through e-mails. Before we left, we also asked whether Isabelle de Red needed anything to be brought to her from the city - so we also took the matress pump that the asked for. Of course, we went through her blogs, but we didn't find anything disturbing, basically. What's more, all the references on her Couch Surfing profile (sham? we will mention it later), left by other guests of her, were all positive. The general impression was very good, and we really wanted to visit the beautiful farm from the pictures.
What's worth noticing, Isabelle de Red's CS profile was the only place in the web where it was possible to read any negative comment about her, written by us (and of course - vice versa). However, right now it's impossible to read it, it's also imposible to read any of the information that Isabelle de Red put in her profile - as she has blocked her profile for viewing. There is an alternative way to get to the reference through our profile - if you are interested, our username is "doctorprinter", profile name: "Marta + Iza - shared profile", location: Kraków, Poland.
>>>Keep reading>>>
Pierwszy dzień
The first day
Dotarcie do farmy Indianki nie było łatwe, jako że
korzystałyśmy tylko z publicznych środków transportu, a potem czekała nas
jeszcze dość długa droga pieszo, z ciężkimi plecakami. Po drodze złapała nas
nagła, silna ulewa – więc kiedy wreszcie dotarłyśmy do Czukt, zapukałyśmy do
pierwszego domu na naszej drodze, żeby zapytać o wskazówki, jak dotrzeć do domu
Indianki, nie błądząc niepotrzebnie po wsi. Na nasze zapytanie o „rancho” oboje
gospodarze prychnęli nie bez pogardy, czym nieco nas zaskoczyli. Jednak przed
wyjazdem czytałyśmy bloga Indianki między innymi na temat wrogości jej sąsiadów
wobec niej, więc teraz reakcja sąsiadów wydawała się być po prostu tego
odzwierciedleniem. Gospodarze wytłumaczyli nam dalszą drogę, sugerując przy
tym, że „same zobaczycie, jak tam jest”, ale nie powiedzieli nic więcej, nie zniechęcali.
Kiedy dotarłyśmy na miejsce, przywitała nas Indianka i trzy
wolno biegające, bardzo piękne konie, oraz suka – Saba. Ciągle padało, więc
weszłyśmy do domu natychmiast, przyszedł czas na pierwsze zapoznanie, na
suszenie przemoczonego bagażu. Ponieważ pogoda zdecydowanie nie sprzyjała
rozbijaniu namiotu, ustaliłyśmy wspólnie, że pierwszą noc prześpimy w domu, a
namiot rozbijemy następnego dnia, kiedy przestanie padać. Indianka nie uważała
tego za problem, zaoferowała nam nawet łóżko i pościel, chociaż byłyśmy
przygotowane na spanie w śpiworach na podłodze.
Wieczorem usiadłyśmy razem, aby omówić kwestie
organizacyjne. I tutaj Indianka zaproponowała nam wybór. Mogłyśmy albo
przebywać na gospodarstwie jako goście, couchsurferki, co oznaczałoby, że
zajmujemy się same sobą – albo jako wolontariuszki, co z kolei oznaczałoby dla
nas obowiązek pomocy w pracach gospodarskich. Indianka zaoferowała nam układ:
jeśli będziemy pracować co najmniej 5 godzin dziennie, w zamian za to ona zadba
o nasze wyżywienie na ten czas. Po chwili zastanowienia zdecydowałyśmy się na
tę drugą opcję – po pierwsze dlatego, że i tak miałyśmy zamiar pomóc trochę na
gospodarstwie w ramach odwdzięczenia się za gościnę (o czym pisałyśmy w
mailach, które wymieniałyśmy przed wyjazdem), a po drugie dlatego, że na ten
moment nie miałyśmy żadnego jedzenia. Miałyśmy zamiar zaopatrzyć się w jedzenie
na miejscu; okazało się tymczasem, że do sklepu jest na piechotę bardzo daleko
– i oczywiście wybrałybyśmy się tam kupić jedzenie, gdybyśmy wybrały opcję
„goście” (wbrew temu, co twierdzi Indianka, miałyśmy pieniądze, nie przyjechałyśmy "spłukane"), ale skoro Indianka sama zaproponowała nam wyżywienie w ramach opcji
„wolontariuszki”, było to dla nas tym bardziej zachęcające. A ona sama bardzo
ucieszyła się z naszej decyzji.
Po czym – przyniosła nam do wypełnienia ankiety. Były to formularze, które sama stworzyła, zaskakująco szczegółowe – zawierające między innymi pytania o nazwiska, adresy, numery telefonów. Nasze nazwiska Indianka już znała, ponieważ były one umieszczone na profilu CS (my nie znałyśmy jej nazwiska, ponieważ posługiwała się pseudonimem Isabelle de Red) – mimo wszystko jednak ankiety wywołały w nas lekki opór; wypełniłyśmy je pobieżnie, omijając co bardziej kontrowersyjne punkty. Wywołało to później dyskusję na temat bezpieczeństwa przyjmowania obcych ludzi we własnym domu, wymieniałyśmy uwagi między innymi na temat zasadności sprawdzania danych. Indianka pytała, czy mamy w zwyczaju sprawdzać dokumenty osób, do których jedziemy – i zdziwiła się, kiedy odpowiedziałyśmy, że nie mamy takiej potrzeby, że naszym zdaniem Couch Surfing działa głównie na zasadzie wzajemnego zaufania.
Należałoby tu może powiedzieć kilka słów o domu. Jest on, faktycznie – w złym stanie. Ale, oczywiście, byłyśmy na to przygotowane, więc absolutnie nie dajemy sobie prawa do narzekania na takie rzeczy, jak zerwane pół podłogi w kuchni, brakujące drzwi do łazienki, awaria toalety, dziurawy komin, i tak dalej. Ale inną sprawą jest fakt, że tam było po prostu brudno. Pościel, którą dostałyśmy, była w takim stanie, że ułożyłyśmy się na łóżku okutane w śpiwory. Możnaby pewnie powiedzieć, że nie byłyśmy wystarczająco psychicznie przygotowane na „surowość warunków”, ale chcemy po prostu o tym wspomnieć – jeśli ktoś miałby ochotę pomieszkać trochę u Indianki, musi przygotować się na zagrzybione prześcieradła, ścianę porośniętą grubą pleśnią pod przeciekiem w dachu, trochę gruzu na podłodze, pomiędzy nim zakurzone garnki, w których potem przygotowywane są posiłki, w nocy rój much obsiadający wszystko łącznie z twoją twarzą, tego rodzaju atrakcje.
Po czym – przyniosła nam do wypełnienia ankiety. Były to formularze, które sama stworzyła, zaskakująco szczegółowe – zawierające między innymi pytania o nazwiska, adresy, numery telefonów. Nasze nazwiska Indianka już znała, ponieważ były one umieszczone na profilu CS (my nie znałyśmy jej nazwiska, ponieważ posługiwała się pseudonimem Isabelle de Red) – mimo wszystko jednak ankiety wywołały w nas lekki opór; wypełniłyśmy je pobieżnie, omijając co bardziej kontrowersyjne punkty. Wywołało to później dyskusję na temat bezpieczeństwa przyjmowania obcych ludzi we własnym domu, wymieniałyśmy uwagi między innymi na temat zasadności sprawdzania danych. Indianka pytała, czy mamy w zwyczaju sprawdzać dokumenty osób, do których jedziemy – i zdziwiła się, kiedy odpowiedziałyśmy, że nie mamy takiej potrzeby, że naszym zdaniem Couch Surfing działa głównie na zasadzie wzajemnego zaufania.
Należałoby tu może powiedzieć kilka słów o domu. Jest on, faktycznie – w złym stanie. Ale, oczywiście, byłyśmy na to przygotowane, więc absolutnie nie dajemy sobie prawa do narzekania na takie rzeczy, jak zerwane pół podłogi w kuchni, brakujące drzwi do łazienki, awaria toalety, dziurawy komin, i tak dalej. Ale inną sprawą jest fakt, że tam było po prostu brudno. Pościel, którą dostałyśmy, była w takim stanie, że ułożyłyśmy się na łóżku okutane w śpiwory. Możnaby pewnie powiedzieć, że nie byłyśmy wystarczająco psychicznie przygotowane na „surowość warunków”, ale chcemy po prostu o tym wspomnieć – jeśli ktoś miałby ochotę pomieszkać trochę u Indianki, musi przygotować się na zagrzybione prześcieradła, ścianę porośniętą grubą pleśnią pod przeciekiem w dachu, trochę gruzu na podłodze, pomiędzy nim zakurzone garnki, w których potem przygotowywane są posiłki, w nocy rój much obsiadający wszystko łącznie z twoją twarzą, tego rodzaju atrakcje.
>>>Czytaj dalej>>>
Getting to Indianka's farm wasn't easy, because we used only public transportation, and after that we had to walk quite a long distance, with heavy rucksacks. While we were on our way, there was a sudden heavy rain - so when we finally reached Czukty, we knocked to the very first house, to get the directions. We didn't want to roam in vain, looking for the house and soaking. When we asked about "rancho", both people snorted with contempt - which surprised us a little. However, before we came, we had read Indianka's blog, where she mentioned her neighbours being mean to her, so now the reaction of the neighbours seemed compatible. The man and the lady told us how to get to Indianka's house, and they said "you'll see by yourselves, how it looks like"; they didn't say anything more, they didn't discourage.
When we reached the place, we were welcomed by Indianka, her three free-running, beautiful horses, and a dog - Saba. It kept raining, to we went inside the house immediately. There was a first talk, and we tried to dry our soaked rucksacks. Because of the weather it was rather impossible to pitch the tent, so together we agreed, that we would spend the first night in the house, and we would move to the tent next day, when it stops to rain. Indianka didn't see it as a problem, she even offered us a bed and linen, although we were prepared to sleep in sleeping bags on the floor.
In the evening we sat together to talk about organization stuff. This is when Indianka offered us a choice. We could stay at the farm as guests, couchsurfers - which would mean that we take care of ourselves - or we could become volunteers, which would mean an obligation to work at the farm. Indianka offered us a deal: if we work at least 5 hours a day, she would in return provide us with food. We considered both options for a while, and we chose to be "volunteers". Firstly, we had planned to help a little on the farm anyway, as a way of saying "thank you" for the hospitality (and we had mentioned that in mails we exhanged earlier). Secondly, at that moment we didn't have any food with us. We wanted to buy some when we get here; it turned out that the nearest shop was very far on foot - and, of course, we would go there if we had chosen the "guests" option - but when Indianka offered us food by herself, it was very convenient for us. And in fact, she was very happy with our decision.
And then - she brought us questionnaires to fill. She had created them by herself, they were pretty detailed - asking for surnames, addresses, phone numbers. Indianka had already known our last names from our CS profile (we didn't know hers, she used the nickname Isabelle de Red) - anyway, we didn't really want to fill such questionnaires, we just gave a little information, omitting the controversial points. This resulted in a discussion about security of hosting strangers, we exchanged opinions about the need of checking the personal data. Indianka wanted to know whether we check documents of the people we visit - and she was surprised when we told her that we didn't need that, because for us Couch Surfing is basically about mutual trust.
This is a moment to say a few words about the house. It is indeed, in a bad shape. But, of course, we were prepared to that, so we don't give ourselves any right to complain about things like the floor that was half ripped off, no door to the bathroom, the toilet which is not really working, holes in the chimney, and so on. But there is another thing - it was all just simply very dirty. The linen we got was in such shape, that we chose to sleep in sleeping bags anyway. Of course, one could say that we were not prepared for "rough conditions", but we just want to say about it - if you plan to live at Indianka's for a while, be prepared for molded sheets, molded walls under the leaking roof; there was debris on the floor, and among it - dusted pots, in which the food was prepared, at night there were lots of flies trying to sit on your face... these kind of attractions.
>>>Keep reading>>>
Drugi dzień
The second day
Następnego dnia – praca. Za zadanie otrzymałyśmy wycięcie
kępy młodych drzewek na łące. Dostałyśmy każda po siekierce i ruszyłyśmy razem
na ową łąkę. Trawa była na niej bardzo wysoka, a Indianka pożaliła się nam, że za
ewentualne skoszenie sąsiedzi, w przeciwieństwie do Indianki zaopatrzeni w
maszyny rolnicze, oferują jej nieuczciwie zawyżone ceny. Jak się później
okazało, łąka była poorana dość głębokimi rowami, słabo widocznymi pod wysoką
trawą, tu i ówdzie można było znaleźć kamień, kość, czy wystający korzeń,
koszenie jej z pewnością nie byłoby łatwe. Indianka pokazała nam, które drzewka
mają zostać usunięte; ścięte gałęzie miałyśmy układać w stosy. Pracowałyśmy
przy drzewach umówione 5 godzin, po czym wróciłyśmy; tego samego dnia pomagałyśmy
jeszcze przy dojeniu kóz. Jedna z kóz miała chore wymię, bardzo duże, ze stanem
zapalnym i owrzodzeniem – Indianka była tego świadoma; wyjaśniła, że ranę
należy odkażać, a wymię systematycznie próbować doić. Później okazało się
także, że jeden z koziołków ma poważne owrzodzenie nad jednym z kopyt. Na tym
etapie nie było to dla nas niepokojące, ostatecznie przy najlepszej opiece może
się zdarzyć, że zwierzę zachoruje.
Przy okazji Indianka opowiadała nam trochę o swoim
gospodarstwie, o życiu w Czuktach, o
innych mieszkańcach. O sąsiadach mówiła bardzo źle – miała do nich wielki żal o
to, że nie są dla niej pomocni, że wykorzystują samotnie gospodarującą kobietę,
kradnąc sadzonki drzewek, zabijając zwierzęta, próbując włamań. Że nie dostaje
żadnej pomocy z gminy, chociaż wielokrotnie się o nią starała. Dawała przykłady
rzekomo celowej bezczynności ze strony władz gminy, spowodowanej zasadniczo
bezkompromisowością Indianki i prowadzeniem przez nią „kontrowersyjnego bloga”.
Mówiła nam dużo o tym, jak wrogą i zawistną mentalność mają ludzie z tych
stron. Opowiadała nam także nieco o swoich planach. Trochę dziwne było to, że
plany te potrafiły zmieniać się dosłownie z dnia na dzień – prawdopodobnie
niewiele z nich ma szansę doczekać się realizacji w ten sposób. Okazało się
ponadto, że Indianka bardzo wiele nadziei wiąże z wolontariuszami. Wiele
domowych awarii, z którymi Indianka nie potrafiła poradzić sobie samodzielnie,
jak np. dziurawy komin albo zepsuta pralka, ale także dziurawy dach – z braku
pieniędzy czekało na jakiegoś przyszłego wolontariusza, który akurat będzie
potrafił naprawić tę konkretną rzecz.
Indianka poszukiwała owych wolontariuszy aktywnie, korzystając także z międzynarodowych portali, jak helpx.net lub workaway.info. Przy czym – często także o wolontariuszach mówiła w sposób negatywny, oskarżając ich np. o zniszczenia w sprzęcie, lub narzekając na ich zwyczaje. Zastanawiające było to, że według jej opowieści wolontariusze często wyjeżdżali wcześniej, niż pierwotnie mieli zamiar, z różnych przyczyn losowych (wydaje się nam jednak, że większość z nich użyła po prostu wymówki, aby wyjechać z miejsca, które ich rozczarowało). Indianka miała także skonkretyzowany plan wobec swoich koni: zamierzała znaleźć kogoś, kto profesjonalnie by je ujeździł. Według niej, ujeżdżanie konia przez właściciela nie jest właściwie, ponieważ koń mógłby „obrazić się” na właściciela – z drugiej strony jednak Indianka nie miała pieniędzy na pomoc profesjonalisty, więc tu także liczyła na szczęście w postaci profesjonalisty-wolontariusza. Efekt tego jest taki, że konie nigdy jeszcze nie były ujeżdżane i biegają po gospodarstwie dziko. Nie jest to do końca spójne z faktem, że w Internecie Indianka czasami reklamuje możliwość np. „rekreacji konnej” (np. http://www.ranchoromantica.dormire.pl), nie wydaje nam się to też do końca bezpieczne.
Indianka poszukiwała owych wolontariuszy aktywnie, korzystając także z międzynarodowych portali, jak helpx.net lub workaway.info. Przy czym – często także o wolontariuszach mówiła w sposób negatywny, oskarżając ich np. o zniszczenia w sprzęcie, lub narzekając na ich zwyczaje. Zastanawiające było to, że według jej opowieści wolontariusze często wyjeżdżali wcześniej, niż pierwotnie mieli zamiar, z różnych przyczyn losowych (wydaje się nam jednak, że większość z nich użyła po prostu wymówki, aby wyjechać z miejsca, które ich rozczarowało). Indianka miała także skonkretyzowany plan wobec swoich koni: zamierzała znaleźć kogoś, kto profesjonalnie by je ujeździł. Według niej, ujeżdżanie konia przez właściciela nie jest właściwie, ponieważ koń mógłby „obrazić się” na właściciela – z drugiej strony jednak Indianka nie miała pieniędzy na pomoc profesjonalisty, więc tu także liczyła na szczęście w postaci profesjonalisty-wolontariusza. Efekt tego jest taki, że konie nigdy jeszcze nie były ujeżdżane i biegają po gospodarstwie dziko. Nie jest to do końca spójne z faktem, że w Internecie Indianka czasami reklamuje możliwość np. „rekreacji konnej” (np. http://www.ranchoromantica.dormire.pl), nie wydaje nam się to też do końca bezpieczne.
Zauważyłyśmy też, że Indianka naprawdę DUŻO czasu o dowolnej
porze dnia spędza przy komputerze.
Ponieważ deszcz zasadniczo ciągle nie przestawał padać,
Indianka zgodziła się, abyśmy jeszcze tę jedną noc przenocowały pod dachem.
Zgodnie z umową, jadłyśmy posiłki przez nią przygotowane.
>>>Czytaj dalej>>>
Next day the work started. Our task was to cut down a cluster of young trees on the meadow. We both got axes and we went to that meadow. The grass was very high, and Indianka complained to us that her neighbours - unlike her, owners of farming machines - offered her unfairly high prices for mowing the grass. It turned out later that the meadow was full of quite deep ditches (couldn't be seen easily because of the high grass), and here and there one could find a rock, a bone, a root sticking out; it definitely wouldn't be easy to mow that meadow. Indianka showed us which trees we were to remove; we were supposed to put the cut branches in piles. We worked by the trees for five hours, as arranged, then we came back, and later that day we still helped with milking the goats. One of the goats had a diseased udder, very swollen, inflammed and ulcerated. Indianka knew about it; she explained that the wound needed to be disinfected, and the udder needed regular milking. Later it also turned out that one of the little goats has a severe ulceration above one of his hooves. At that time it wasn't disturbing to us, after all, even under great care it happens sometimes that an animal gets ill, doesn't it?
In the meantime Indianka told us a bit about her farm, about life in Czukty, about other villagers. She kept talking in a very bad way about her neighbours - she was resentful because they were not helpful, they abused a lonely woman, by stealing tree seedlings, killing animals, trying to break into the house. Her resent was also about not getting any help from the county, although she had asked for it many times. She claimed that the county authorities are idle on purpose, because of Indianka's intransigence and her "controversial blog". She kept talking about the mean and envious mentality of her neighbours. She also told us about her plans. The strange thing was that the plans were changing literally from one day to another - supposedly, not many of them will have a chance to be achieved this way. What's more, it turned out that Indianka puts a lot of hope in volunteers. Many household failures that she couldn't manage by herself - eg. holes in the chimney, a broken washing machine, but also a leaking roof - they were waiting for some future volunteer who would be accidentally able to repair the particular thing. Indianka searched for volunteers actively, using also international websites like helpx.net or workaway.info. However, she talked negatively about the volunteers as well, accusing them of eg. equipment damage, or complaining about their habits. It was strange that, according to her stories, the volunteers frequently left earlier than planned, because of various reasons (however, we suppose that the majority simply used an excuse to leave the place which disappointed them). Indianka also had a ready plan about her horses: she was intending to find someone who would professionally break in the horses. In Indianka's opinion, it's incorrect for the owner to break in the horse, because the horse might "take offence". On the other hand, Indianka didn't have money for professional help, so she hoped for luck of finding a professional-volunteer. The result is that the horses have never been broken in, and they run freely on the farm. It is not really consistent with the fact that Indianka put some offers in the internet, about "horse recreation", and it doesn't seem safe.
We also noticed that Indianka spends A LOT of time, any time of day, in front of her computer.
Because it still kept raining, Indianka agreed that we spend another night under her roof. According to the arrangements, we ate the meals that she had prepared.
>>>Keep reading>>>
>>>Czytaj dalej>>>
Next day the work started. Our task was to cut down a cluster of young trees on the meadow. We both got axes and we went to that meadow. The grass was very high, and Indianka complained to us that her neighbours - unlike her, owners of farming machines - offered her unfairly high prices for mowing the grass. It turned out later that the meadow was full of quite deep ditches (couldn't be seen easily because of the high grass), and here and there one could find a rock, a bone, a root sticking out; it definitely wouldn't be easy to mow that meadow. Indianka showed us which trees we were to remove; we were supposed to put the cut branches in piles. We worked by the trees for five hours, as arranged, then we came back, and later that day we still helped with milking the goats. One of the goats had a diseased udder, very swollen, inflammed and ulcerated. Indianka knew about it; she explained that the wound needed to be disinfected, and the udder needed regular milking. Later it also turned out that one of the little goats has a severe ulceration above one of his hooves. At that time it wasn't disturbing to us, after all, even under great care it happens sometimes that an animal gets ill, doesn't it?
In the meantime Indianka told us a bit about her farm, about life in Czukty, about other villagers. She kept talking in a very bad way about her neighbours - she was resentful because they were not helpful, they abused a lonely woman, by stealing tree seedlings, killing animals, trying to break into the house. Her resent was also about not getting any help from the county, although she had asked for it many times. She claimed that the county authorities are idle on purpose, because of Indianka's intransigence and her "controversial blog". She kept talking about the mean and envious mentality of her neighbours. She also told us about her plans. The strange thing was that the plans were changing literally from one day to another - supposedly, not many of them will have a chance to be achieved this way. What's more, it turned out that Indianka puts a lot of hope in volunteers. Many household failures that she couldn't manage by herself - eg. holes in the chimney, a broken washing machine, but also a leaking roof - they were waiting for some future volunteer who would be accidentally able to repair the particular thing. Indianka searched for volunteers actively, using also international websites like helpx.net or workaway.info. However, she talked negatively about the volunteers as well, accusing them of eg. equipment damage, or complaining about their habits. It was strange that, according to her stories, the volunteers frequently left earlier than planned, because of various reasons (however, we suppose that the majority simply used an excuse to leave the place which disappointed them). Indianka also had a ready plan about her horses: she was intending to find someone who would professionally break in the horses. In Indianka's opinion, it's incorrect for the owner to break in the horse, because the horse might "take offence". On the other hand, Indianka didn't have money for professional help, so she hoped for luck of finding a professional-volunteer. The result is that the horses have never been broken in, and they run freely on the farm. It is not really consistent with the fact that Indianka put some offers in the internet, about "horse recreation", and it doesn't seem safe.
We also noticed that Indianka spends A LOT of time, any time of day, in front of her computer.
Because it still kept raining, Indianka agreed that we spend another night under her roof. According to the arrangements, we ate the meals that she had prepared.
>>>Keep reading>>>
Trzeci dzień
The third day
Następnego dnia Indianka stwierdziła stanowczo, że pora
rozbić namiot. Pogoda ciągle nie była sucha – ale nie to okazało się prawdziwym
problemem. Okazał się nim wybór miejsca. Indianka zaproponowała, żebyśmy
rozbiły się na łące, pod samym lasem – przy czym trawa na łące była gęsta i
sięgała mniej więcej wysokości pach. Nie są to warunki na rozbicie namiotu
nawet przy suchej pogodzie, a po deszczu dotarcie do namiotu wiązałoby się z
totalnym przemoczeniem. Pomimo tego, Indianka zdecydowała o rozbiciu namiotu
właśnie w tych warunkach i w tym miejscu, w bardzo dużej odległości od domu –
namiotu wręcz nie było widać ponad trawą. Bliżej domu trawa była niska, ale do
tego obszaru miały dostęp wolno biegające konie. Indianka sama zgodziła się z
nami, że nie byłoby to bezpieczne. W końcu przystała też na to, że miejsce, w
którym rozbiłyśmy namiot, nie jest wygodne, dlatego zgodziła się, żebyśmy
wypróbowały jeszcze jedną opcję: spanie w pustej stajni (jednej z dwóch, z
których druga jest zajęta przez zwierzęta). Postanowiłyśmy spróbować po
południu, a tymczasem kontynuowałyśmy pracę z wycinką drzewek.
I tu nastąpiło niespodziewane odkrycie: wcześniej
znajdowałyśmy na ziemi podczas wycinania różne kości, które nieszczególnie
zwracały naszą uwagę, a tym razem znalazłyśmy leżące na ziemi końskie kopyto. I
nie było to nawet samo w sobie tak niepokojące, jak reakcja Indianki na ten
widok; kiedy przyszła sprawdzić, jak idzie nam praca, i dostrzegła kopyto,
zaczęła nagle tłumaczyć, że układanie ściętych gałęzi w stosy, nie jest
korzystne, ponieważ w stosach mogą zalęgnąć się zające, dlatego od tej pory
mamy „ściółkować”, czyli przykrywać ziemię równomiernie ściętymi gałęziami. To
było niepokojące, i zaczęłyśmy się zastanawiać. Czy Indianka próbuje ukryć
fakt, że kiedyś padł któryś z jej koni? Dlaczego szczątki znalazły się aż
tutaj? Co z przepisami weterynaryjnymi? Po 5 godzinach pracy przetykanej
rozmowami na ten temat czułyśmy się naprawdę ponuro.
Kiedy skończyłyśmy, wróciłyśmy w stronę domu, i
postanowiłyśmy wypróbować pustą stajnię jako potencjalne miejsce noclegu. Otworzyłyśmy
drzwi, i pierwszą rzeczą, która rzuciła się nam w oczy (poza wielką dziurą w
podłodze zaraz przy wejściu) – był dół wykopany w ziemi, w siedzący w nim pies,
który zaczął skomleć na nasz widok. Naturalnie pomyślałyśmy, że najwyraźniej
Saba wpadła do dołu i potrzebuje pomocy, aby się wydostać. Jednak kiedy
podeszłyśmy bliżej, okazało się, że nie jest to Saba, ale zupełnie inna suka,
którą widziałyśmy pierwszy raz. Była ona przypięta łańcuchem do zewnętrznej
ściany stajni po przeciwnej stronie do wejścia, w miejscu, gdzie ulokowany był
mały ogródek warzywny, i po prostu podkopała się pod ścianą do środka, ale nie
mogła całkowicie wejść do stajni, ponieważ przytrzymywał ją łańcuch. Nawet nie
próbowała na nas szczekać, wyglądała na raczej złamane zwierzę. Jesteśmy
świadome tego, że na wsi psy traktuje się raczej szorstko, ale ten widok był
naprawdę odrażający. Indianka nie wspominała nic na temat drugiego psa – a
kiedy zapytałyśmy ją później, odpowiedziała lekko podniesionym głosem: tak, ten
pies pilnuje mi ogródka warzywnego.
Notabene, to właśnie tę sukę, Satję, zabrało schronisko [http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2012/09/wieczor.html],
i uważamy, że była to absolutnie najlepsza rzecz, jaka mogła jej się
przytrafić. Tym bardziej, że suka okazała się szczenna.
Stajnia także nie wyglądała zachęcająco jako miejsce noclegu
– na dolnym poziomie była wspomniana już wielka dziura w podłodze, reszta była
zanieczyszczona psimi odchodami; na górnym poziomie zaś podłoga utworzona była
z cienkich desek, które mocno uginały się pod stopą, a pojedyncze z nich były
połamane. Indianka twierdziła co prawda, że wolontariusze sypiali wcześniej na
strychu, ale nie czułyśmy się zbyt bezpiecznie z tym zapewnieniem. Lepszą opcją
wydawał się jednak namiot.
Następnie poszłyśmy poprzestawiać pasące się kozy, ponieważ
zauważyłyśmy wcześniej, że linki, na których są uwiązane, często zaplątują się,
unieruchamiając zwierzęta. Później przyszedł czas na dojenie; pamiętałyśmy o
zranionej kozie i koziołku, znalazłyśmy też jeszcze jedno zranienie od liny na
szyi u starego kozła – a ponieważ nie widziałyśmy, żeby do tej pory Indianka
zajęła się ich opatrywaniem, przypomniałyśmy jej o zabraniu jakiegoś środka
odkażającego. I tu okazało się, że owszem, w domu jest woda utleniona, ale nie
wiadomo gdzie i trzeba jej dopiero poszukać – a kiedy się znalazła, była to
resztka na dnie buteleczki, od 2 lat przeterminowana. Na opatrzenie rany
koziołka Indianka przyniosła garść liści, według niej – o właściwościach
antyseptycznych, ale przywiązała je do nogi koziołka skrawkiem gazy, który
zupełnie nie miał szans utrzymać się na miejscu przez dłuższy czas.
Zaproponowałyśmy zrobienie prowizorycznego bandaża z jakiejś niepotrzebnej
szmaty, ale pozostało to bez odzewu. U kozy z chorym wymieniem Indianka podjęła
krótką próbę dojenia.
Tego dnia Indianka rozmawiała z nami znowu u Couch Surfingu.
Zadawała dużo pytań: w jaki sposób korzystamy, ile dajemy od siebie, ile
oczekujemy? Ogólnie, jak to wszystko działa? Wydawała się nieco zdziwiona tym,
że naszym gościom zazwyczaj dajemy jeść *za darmo*. Dopiero później zdałyśmy
sobie sprawę, że Indianka zadawała typowe pytania początkującego użytkownika –
natomiast na swoim profilu miała bardzo bogate, pozytywne referencje, które świadczyłyby
o doświadczeniu dużo większym niż nasze. Wywołało to wątpliwości, czy aby na pewno
referencje te są prawdziwe – oczywiście, możemy się mylić, ale wątpliwości
chyba są uzasadnione. Chciałyśmy zbadać ten temat, ale wtedy już okazało się to
niemożliwe, ze względu na zablokowanie profilu przez Indiankę.
Atmosfera tego popołudnia zrobiła się bardzo gęsta, byłyśmy
złe (pies! kozy! a co z tymi końskimi szczątkami na łące?), zdezorientowane,
psychicznie zmęczone. Zdecydowałyśmy, że nie chcemy przebywać w tym miejscu dłużej,
i że rano wyjedziemy. Przy czym, zgodziłyśmy się natychmiast co do tego, że
poinformujemy o tym Indiankę dopiero rano, i że wyłgamy się jakąś wymówką. Może
brzmi to dziwnie i przesadnie, ale obie miałyśmy nieodparte wrażenie, że jeśli
powiemy jej prawdę – że według nas gospodarstwo jest zaniedbane, a ona sama
jest raczej niepokojącą osobowością – nie wiadomo, jaka będzie reakcja, i że
będzie to rozstanie bardzo dalekie od przyjaznego. Tego samego dnia po południu
zabrałyśmy namiot z łąki i rozpięłyśmy go w stajni, aby miał szansę przeschnąć.
Pomimo niezadowolenia Indianki także tę noc przespałyśmy w domu – a rano zrobiłyśmy
tak, jak zaplanowałyśmy.
Next day Indianka decided that it's high time to pitch the tent. The weather still wasn't dry - but soon it turned out that the weather is not the biggest problem. There was simply no place to pitch the tent. Indianka's proposition was to pitch it on the meadow, near the forest - however, the grass on the meadow was dense and very high, it reached approximately to armpits' level. Even when the weather is dry, it is not really a nice place to put a tent - and after the rain, it would be impossible to reach the tent without getting totally soaked. In spite of this, Indianka decided that we pitch the tent in this conditions and very far from the house; the tent basically couldn't be seen among the grass. Of course, there was an area closer to the house where the grass was lower, but this was where the horses could run freely. Even Indianka admitted that this would be dangerous. Eventually she also admitted that the place where our tent had just been pitched is not comfortable at all, and she let us try another option: sleeping in the empty stable (one of the stables was occupied by animals, the other one was empty). We decided that we would try this idea in the afternoon, and we kept working with the trees we were supposed to cut down.
And this is when we discovered something unexpected. Earlier during our work we kept finding some animals' bones, which didn't really attract our attention, but this time we found a horse hoof lying on the ground. This fact alone was disturbing, but Indianka's reaction was even more disturbing: when she came to see how the work is going, and she saw the hoof, she suddenly started to explain to us that we shouldn't put the cut branches in piles - it's not proper because some hares could possibly use the piles as lairs. From now on, we were supposed to put the branches evenly on the ground to make "mulch". This was strange, and we started to think about it. Is she trying to hide the fact that one of her horses died? And why the remains are right here? What about the veterinary regulations? After 5 hours of working and talking about all of that - we felt really grim.
When we finished, we decided to check the empty stable, as a potential place for sleeping. We opened the door, and the first thing we saw (away from a huge breach in the floor just beside the entrance) was a hole dug in the ground, and a dog inside it. When we came in, it started to whine. Of course our first thought was that Saba had fallen into the hole and couldn't get out. However, when we came closer, it turned out that it was not Saba, but a different dog (a bitch), and this was the first time we saw her. She was attached with a chain to the outside wall of the stable, on the opposite side (a little vegetable garden was located there), and she had just dug her way inside under the wall - but she couldn't come in, because the chain was holding her inside the hole. She didn't even try to bark at us, she looked a lot like a broken animal. We are aware of the fact that dogs don't get luxuries in the countryside, but this particular case was really appaling. Indianka had never mentioned anything about another dog - and when we asked her later, she answered with an irritated voice: yes, this dog looks after my vegetable garden.
This was the dog (Satja) which was later taken from Indianka to the shelter, and in our opinion - this is the best thing that could happen to her. Even more particularly as she later turned out to be pregnant.
The stable didn't look really friendly as a sleeping place as well - there was this huge breach in the ground floor, and the remaining surface was contaminated with dog faeces. The upper floor had been created with thin planks, which were nastily bending when we tried to walk on them, and some of them were already broken. Indianka claimed that former volunteers had slept in the attic before, but we didn't feel any safer after this assurances. Eventually, the tent seemed to be the better option.
Next we went to the meadow where the goats were grazing - earlier we noticed that their ropes usually were getting tangled and then the animals couldn't move. We tried to fix that. Also, we remembered about the wounds of the two goats, and we found another one on the neck of the oldest goat. We had never seen Indianka do anything about the wounds, so when it was time for milking - we reminded her to take some antiseptic. Unfortunately, it turned out that there was some peroxide *somewhere* - and when it was finally found, it turned out to be a little remainder on the bottom of the bottle, outdated for 2 years. To dress the goats' wounds, she brought some leaves (antiseptic properties, she said), and she attached them to a goat's leg with a scrap of gauze - it had no chance to stay in place for a longer time. We proposed that we could make some makeshift bandage out of some unused rag - but there was no action. When it comes to the goat with a inflammed udder - Indianka tried to milk her for a short time.
That day Indianka talked with us about Couch Surfing again. She asked a lot of questions: how do we use it, how much do we offer, how much do we expect. In general, how does it work? She seemed to be rather surprised that we usually offer our guests some food *for free*. Only later we realised that all those questions seemed to be asked by a beginner - and on the other hand, on her CS profile she already had lots of rich, positive references, which would mean an experience far bigger than ours. We started to doubt whether those references are real - of course, we can be mistaken, but the doubts are justified, aren't they? We were intending to check this, but it was impossible, because Indianka blocked her CS profile.
That afternoon the atmosphere was very unfriendly, we were angry (the dog! the goats! and what about those horse remnants in the meadow?), disoriented, and mentally tired. We decided that we didn't want to stay in this place, and that we would leave next morning. However, we immediately agreed with each other that we would inform Indianka about our departure in the morning and not earlier, and that we would use some excuse. It may seem weird and exaggerated, but we both had a compelling impression that if we tell her the truth - that in our opinion the farm is neglected, and she is rather a disturbing personality - the reaction would be far from friendly, maybe in an unexpected way and extent. That day in the afternoon we took or tent from the meadow to the stable, so that it could get a little drier. In spite of Indianka's discontent, we slept this night also in the house - and in the morning we did as we planned.
Next day Indianka decided that it's high time to pitch the tent. The weather still wasn't dry - but soon it turned out that the weather is not the biggest problem. There was simply no place to pitch the tent. Indianka's proposition was to pitch it on the meadow, near the forest - however, the grass on the meadow was dense and very high, it reached approximately to armpits' level. Even when the weather is dry, it is not really a nice place to put a tent - and after the rain, it would be impossible to reach the tent without getting totally soaked. In spite of this, Indianka decided that we pitch the tent in this conditions and very far from the house; the tent basically couldn't be seen among the grass. Of course, there was an area closer to the house where the grass was lower, but this was where the horses could run freely. Even Indianka admitted that this would be dangerous. Eventually she also admitted that the place where our tent had just been pitched is not comfortable at all, and she let us try another option: sleeping in the empty stable (one of the stables was occupied by animals, the other one was empty). We decided that we would try this idea in the afternoon, and we kept working with the trees we were supposed to cut down.
And this is when we discovered something unexpected. Earlier during our work we kept finding some animals' bones, which didn't really attract our attention, but this time we found a horse hoof lying on the ground. This fact alone was disturbing, but Indianka's reaction was even more disturbing: when she came to see how the work is going, and she saw the hoof, she suddenly started to explain to us that we shouldn't put the cut branches in piles - it's not proper because some hares could possibly use the piles as lairs. From now on, we were supposed to put the branches evenly on the ground to make "mulch". This was strange, and we started to think about it. Is she trying to hide the fact that one of her horses died? And why the remains are right here? What about the veterinary regulations? After 5 hours of working and talking about all of that - we felt really grim.
When we finished, we decided to check the empty stable, as a potential place for sleeping. We opened the door, and the first thing we saw (away from a huge breach in the floor just beside the entrance) was a hole dug in the ground, and a dog inside it. When we came in, it started to whine. Of course our first thought was that Saba had fallen into the hole and couldn't get out. However, when we came closer, it turned out that it was not Saba, but a different dog (a bitch), and this was the first time we saw her. She was attached with a chain to the outside wall of the stable, on the opposite side (a little vegetable garden was located there), and she had just dug her way inside under the wall - but she couldn't come in, because the chain was holding her inside the hole. She didn't even try to bark at us, she looked a lot like a broken animal. We are aware of the fact that dogs don't get luxuries in the countryside, but this particular case was really appaling. Indianka had never mentioned anything about another dog - and when we asked her later, she answered with an irritated voice: yes, this dog looks after my vegetable garden.
This was the dog (Satja) which was later taken from Indianka to the shelter, and in our opinion - this is the best thing that could happen to her. Even more particularly as she later turned out to be pregnant.
The stable didn't look really friendly as a sleeping place as well - there was this huge breach in the ground floor, and the remaining surface was contaminated with dog faeces. The upper floor had been created with thin planks, which were nastily bending when we tried to walk on them, and some of them were already broken. Indianka claimed that former volunteers had slept in the attic before, but we didn't feel any safer after this assurances. Eventually, the tent seemed to be the better option.
Next we went to the meadow where the goats were grazing - earlier we noticed that their ropes usually were getting tangled and then the animals couldn't move. We tried to fix that. Also, we remembered about the wounds of the two goats, and we found another one on the neck of the oldest goat. We had never seen Indianka do anything about the wounds, so when it was time for milking - we reminded her to take some antiseptic. Unfortunately, it turned out that there was some peroxide *somewhere* - and when it was finally found, it turned out to be a little remainder on the bottom of the bottle, outdated for 2 years. To dress the goats' wounds, she brought some leaves (antiseptic properties, she said), and she attached them to a goat's leg with a scrap of gauze - it had no chance to stay in place for a longer time. We proposed that we could make some makeshift bandage out of some unused rag - but there was no action. When it comes to the goat with a inflammed udder - Indianka tried to milk her for a short time.
That day Indianka talked with us about Couch Surfing again. She asked a lot of questions: how do we use it, how much do we offer, how much do we expect. In general, how does it work? She seemed to be rather surprised that we usually offer our guests some food *for free*. Only later we realised that all those questions seemed to be asked by a beginner - and on the other hand, on her CS profile she already had lots of rich, positive references, which would mean an experience far bigger than ours. We started to doubt whether those references are real - of course, we can be mistaken, but the doubts are justified, aren't they? We were intending to check this, but it was impossible, because Indianka blocked her CS profile.
That afternoon the atmosphere was very unfriendly, we were angry (the dog! the goats! and what about those horse remnants in the meadow?), disoriented, and mentally tired. We decided that we didn't want to stay in this place, and that we would leave next morning. However, we immediately agreed with each other that we would inform Indianka about our departure in the morning and not earlier, and that we would use some excuse. It may seem weird and exaggerated, but we both had a compelling impression that if we tell her the truth - that in our opinion the farm is neglected, and she is rather a disturbing personality - the reaction would be far from friendly, maybe in an unexpected way and extent. That day in the afternoon we took or tent from the meadow to the stable, so that it could get a little drier. In spite of Indianka's discontent, we slept this night also in the house - and in the morning we did as we planned.
Instytucje, które powiadomiłyśmy
Institutions we notified
Po opuszczeniu domu Indianki wiedziałyśmy, że nie możemy tak
po prostu wyjechać, nie zgłaszając nikomu tego, co zobaczyłyśmy. W tym miejscu
chciałybyśmy wyraźnie zaznaczyć, że chodziło nam przede wszystkim o stan
zwierząt. Warunki, w których żyje Indianka, są efektem jej własnych wyborów,
ale stan zwierząt, zwłaszcza kóz i suki w stajni, domagał się *jakiejkolwiek*
interwencji.
Z tego też względu zapukałyśmy do drzwi pani sołtys wsi
Czukty. Wysłuchała naszej relacji z pełnym zrozumieniem, komentując nasze
przypuszczenia i uzupełniając informacje. Według p.sołtys, Indianka od samego
początku swojego pobytu w Czuktach była sąsiadem bardzo uciążliwym – głównie ze
względu na niemal paranoiczną podejrzliwość. Na próby pomocy była skłonna
reagować wrogo, a z czasem zaczęła oczerniać sąsiadów za pośrednictwem
Internetu, oraz składać na nich pozwy sądowe – oskarżając ich o rzekome szkody
poczynione na jej gospodarstwie, np. kradzież sadzonek lub zabicie zwierzęcia.
Jednocześnie mieszkańcy wsi są zgodni co do tego, że Indianka prowadzi swoje
gospodarstwo w sposób chaotyczny, niekonsekwentny, i nieprofesjonalny, co wyjaśnia
wiele strat, które ponosi – jednak winą za nie obarcza zawsze kogoś z zewnątrz.
Jako skrajny przykład zaniedbań p.sołtys przywołała przypadek, kiedy Indianka
pojawiła się w jej domu z desperacką prośbą o pomoc w wezwaniu weterynarza,
niosąc na rękach zdychającego psa – zwierzę nie przeżyło, a wezwany weterynarz
wyraził podobno opinię, że przyczyną śmierci było zagłodzenie, i nigdy
wcześniej nie widział tak wyniszczonego zwierzęcia. Być może tego właśnie psa
Indianka przywoływała w swoim wpisie na blogu: [http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2013/01/soiczki-kroliczki-i-koniczki.html].
Zapytałyśmy p.sołtys także o jej opinię w kwestii końskich szczątków znalezionych na łące – zgodziła się z nami, że wymaga to zgłoszenia do Inspektora Weterynarii, ponieważ według jej wiedzy Indianka posiadała wcześniej 4 konie. Do tego wszystkiego okazało się, że idealizowanie przez Indiankę swojego gospodarstwa w sieci miało nie tylko postać pozornie niewinnego przekłamania, ale czasem wiązało się z regularnym oszustwem i fałszywą reklamą – p.sołtys przywołała np. przypadek kobiety, która, zaufawszy ogłoszeniu Indianki, chciała wysłać do niej swoje dziecko na rzekomy „obóz jeździecki”. Kobieta na szczęście zorientowała się w porę, że reklama ta nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, ale Indianka nigdy nie oddała jej dość wysokiej zaliczki, którą kobieta zdążyła już zapłacić.
Zapytałyśmy p.sołtys także o jej opinię w kwestii końskich szczątków znalezionych na łące – zgodziła się z nami, że wymaga to zgłoszenia do Inspektora Weterynarii, ponieważ według jej wiedzy Indianka posiadała wcześniej 4 konie. Do tego wszystkiego okazało się, że idealizowanie przez Indiankę swojego gospodarstwa w sieci miało nie tylko postać pozornie niewinnego przekłamania, ale czasem wiązało się z regularnym oszustwem i fałszywą reklamą – p.sołtys przywołała np. przypadek kobiety, która, zaufawszy ogłoszeniu Indianki, chciała wysłać do niej swoje dziecko na rzekomy „obóz jeździecki”. Kobieta na szczęście zorientowała się w porę, że reklama ta nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, ale Indianka nigdy nie oddała jej dość wysokiej zaliczki, którą kobieta zdążyła już zapłacić.
Oczywiście, to wszystko są historie z drugiej ręki, i chcemy
wyraźnie zaznaczyć, że cytujemy czyjeś wypowiedzi. I jesteśmy świadome, że
istnieje teoretyczna opcja, iż to, co usłyszałyśmy od p.sołtys, jest plotką,
kłamstwem i częścią spisku mieszkańców Czukt przeciw Indiance. Jesteśmy jednak
mocno przekonane o tym, że relacje p.sołtys były spójne i wiarygodne, wyrażały
niejako zbiorowe odczucia mieszkańców wsi, a także ich poczucie zrezygnowania
wobec uciążliwej sąsiadki. W przeszłości próbowali oni prosić o interwencje, u
władz gminy czy w innych instytucjach – do tej pory bezskutecznie.
Wspólnie ustaliłyśmy, że złożymy zgłoszenia do Powiatowego Inspektora
Weterynarii, oraz według sugestii p.sołtys – ze względów formalnych także na
policję. Oprócz tego p.sołtys zasugerowała nam też skontaktowanie się z panią
wójt gminy Kowale Oleckie.
Inspektor Weterynarii, z którym rozmawiałyśmy przez telefon,
był już świetnie zaznajomiony z całą sprawą. Zgodził się z nami, że stan
zwierząt w gospodarstwie Indianki jest bardzo zły, jednak do tej pory niestety
brak było formalnych podstaw do interwencji w postaci np. odebrania zwierząt.
Także on zaskoczony był obecnością jedynie trzech koni na gospodarstwie
Indianki (według jego informacji było to 4), co czyniło jeszcze bardziej
uzasadnionym zgłoszenie znalezionych
szczątków. Weterynarz zadał nam kilka pytań o dokładny wygląd
znaleziska, a także o inne szczegóły z gospodarstwa, w celu uściślenia naszych
uwag. W 100% zgodził się z nami co do zasadności zgłoszenia, i poinformował
nas, że w związku z nim prawdopodobnie w najbliższej przyszłości na
gospodarstwie Indianki przeprowadzona zostanie kontrola.
Policjant, z którym następnie rozmawiałyśmy przez telefon,
także znał już całą sprawę dokładnie. Przyjął on nasze zgłoszenie, sugerując
jednak, że możliwości interwencji policji są w tym przypadku ograniczone, tym
bardziej, że nie jest to pierwsze zgłoszenie w tej sprawie.
Następnie skontaktowałyśmy się telefonicznie z panią wójt,
która poprosiła nas o osobiste pojawienie się w Kowalach Oleckich – w celu
ewentualnego złożenia pisemnego oświadczenia. Tak też zrobiłyśmy – dotarłyśmy
do Kowali i porozmawiałyśmy z p.wójt. Potwierdziła ona wszystkie informacje
podane wcześniej przez p.sołtys, dodała kilka od siebie, umacniając jeszcze
obraz sytuacji. Wyraziła też nadzieję, że oficjalne zgłoszenie sprawy przez
osoby „z zewnątrz” pozwoli być może na skuteczniejsze działanie. Poprosiła nas
zatem o opisanie całej sprawy w formie pisma, co zrobiłyśmy wkrótce.
>>>Czytaj dalej>>>
After we left Indianka's house, we were sure that we couldn't just leave, without telling anyone what we had seen. Here we'd like to emphasize that we cared mainly about the animals. The conditions Indianka is living in - this is her own choice, but the state of the animals, especially the goats and the dog in the stable, was calling for *any* intervention.
This is why we decided to visit the village administrator of Czukty. She listened to our story with full understanding, commenting on our assumptions, and giving us more information. According to her, Indianka has been a very nasty neighbour since she moved in Czukty - mainly because of her being paranoically suspicious. Her reaction to attempts of helping her was hostility, and later she began to slander her neighbours by the Internet, and to sue them officially - she accused them of stealing her seedlings, killing her animals; in general - of damages they had made on her farm (according to her). At the same time, all the people living in Czukty agree that she runs her farm in a chaotic, inconsistent and unprofessional way, which explains the "damage" she experiences. Anyway, she always gives the blame to anybody else, but not herself. The village administrator gave us an extreme example of negligence: some time earlier Indianka showed up in the administrator's house, carrying a dying dog in her hands and asking desperately for help with calling the vet. The dog died, and the vet said that he had never seen such a starved, emaciated animal.
Together we decided, that we would inform the Regional Veterinary Inspector, and - according to the administrator's suggestion, for formal reasons - also the Police. She also suggested that we should talk to the administrator of Kowale Oleckie district.
The Veterinary Inspector we talked to by the phone was already perfectly familiar with the case. He agreed that the state of the animals is very bad, but so far there was no formal basis for any intervention. He was also surprised with the presence of only 3 horses in the farm (he had known of 4, as well), so the notification of the remains seemed even more justified. He asked a few questions about the remains, and about some details about the farm, to make our notification clearer. He agreed 100% that the notification is necessary, and informed us, that in this case probably there's going to be some control at Indianka's farm.
The policeman we later spoke to also knew the case very well. He received our notification; however, he admitted that there is little the Police can do about it. It was not the first notification about Indianka.
Then we contacted the administrator of the district, who asked us to come to Kowale Oleckie to talk face to face, and maybe give a written notification. This is what we did - we went to Kowale and talked to the administrator. She confirmed all the information we got earlier, and added some more. She hoped that making an official notification by people "from the outside" may allow more effective action. So, she asked to describe everything in writing, which we did.
>>>Keep reading>>>
>>>Czytaj dalej>>>
After we left Indianka's house, we were sure that we couldn't just leave, without telling anyone what we had seen. Here we'd like to emphasize that we cared mainly about the animals. The conditions Indianka is living in - this is her own choice, but the state of the animals, especially the goats and the dog in the stable, was calling for *any* intervention.
This is why we decided to visit the village administrator of Czukty. She listened to our story with full understanding, commenting on our assumptions, and giving us more information. According to her, Indianka has been a very nasty neighbour since she moved in Czukty - mainly because of her being paranoically suspicious. Her reaction to attempts of helping her was hostility, and later she began to slander her neighbours by the Internet, and to sue them officially - she accused them of stealing her seedlings, killing her animals; in general - of damages they had made on her farm (according to her). At the same time, all the people living in Czukty agree that she runs her farm in a chaotic, inconsistent and unprofessional way, which explains the "damage" she experiences. Anyway, she always gives the blame to anybody else, but not herself. The village administrator gave us an extreme example of negligence: some time earlier Indianka showed up in the administrator's house, carrying a dying dog in her hands and asking desperately for help with calling the vet. The dog died, and the vet said that he had never seen such a starved, emaciated animal.
We also asked the administrator for her opinion about the horse remains. She agreed that we need to give this information to the veterinary inspector, because Indianka used to have 4 horses before. It also turned out that Indianka's idealisation of her farm in the Internet was not only an innocent distortion, but sometimes a real cheat and false advertisement - for example, the administrator told us about some lady who trusted one of Indianka's ads and wanted to send her child for a pseudo - "riding camp". Fortunately the lady realised just in time, that the ad has nothing to do with reality, but Indianka never returned the pre-payment, which was quite high.
Together we decided, that we would inform the Regional Veterinary Inspector, and - according to the administrator's suggestion, for formal reasons - also the Police. She also suggested that we should talk to the administrator of Kowale Oleckie district.
The Veterinary Inspector we talked to by the phone was already perfectly familiar with the case. He agreed that the state of the animals is very bad, but so far there was no formal basis for any intervention. He was also surprised with the presence of only 3 horses in the farm (he had known of 4, as well), so the notification of the remains seemed even more justified. He asked a few questions about the remains, and about some details about the farm, to make our notification clearer. He agreed 100% that the notification is necessary, and informed us, that in this case probably there's going to be some control at Indianka's farm.
The policeman we later spoke to also knew the case very well. He received our notification; however, he admitted that there is little the Police can do about it. It was not the first notification about Indianka.
Then we contacted the administrator of the district, who asked us to come to Kowale Oleckie to talk face to face, and maybe give a written notification. This is what we did - we went to Kowale and talked to the administrator. She confirmed all the information we got earlier, and added some more. She hoped that making an official notification by people "from the outside" may allow more effective action. So, she asked to describe everything in writing, which we did.
>>>Keep reading>>>
Przez następne kilka tygodni
The next few weeks
Przez następne kilka tygodni miałyśmy okazję przeczytać na
swój temat wiele komentarzy, które Indianka zamieszczała na naszym profilu CS
oraz na swoich blogach. Były one nie tylko jadowite, ale także po prostu
kłamliwe (Indianka zarzuciła nam m.in. zmuszenie jej do pozwolenia nam na
spanie w jej domu i do karmienia nas, i do złożenia donosu na policję po tym,
jak rzekomo odmówiła dalszego zapewniania nam wyżywienia ze względu na nasze
lenistwo i niewywiązywanie się z obowiązku 5-godzinnego czasu pracy. Dla nas
sam pomysł postawienia takiego zarzutu wydał się absurdalny) [http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2012/08/podstepne-lesbijki.html]
Nie można też nie zauważyć dużej dawki homofobii w
wypowiedziach Indianki, i ten punkt także chciałybyśmy uściślić. Faktycznie
jesteśmy parą lesbijek, jednak Indianka była tego absolutnie świadoma, ponieważ
poinformowałyśmy ją o tym w mailach, które wymieniałyśmy przed wyjazdem. Jej
odpowiedzią było stwierdzenie, że co prawda nie uważa tego za rzecz naturalną,
ale nie przeszkadza jej to w chęci poznania i ugoszczenia nas; potraktowała to
w zasadzie jako rodzaj ciekawostki. W trakcie naszego pobytu w gospodarstwie
temat ten właściwie nie był poruszany – a my, gwoli ścisłości, nie obnosiłyśmy
się z tym w żaden sposób, który mógłby być uznany za ofensywny, więc nie było
nawet takiej potrzeby. Dlatego wydaje nam się, że wybuch skrajnej nietolerancji
w stosunku do homoseksualistów w ogólności, który nastąpił w jej wypowiedziach,
był reakcją dopiero na konfrontację z nami.
>>>Czytaj dalej>>>
For the next few weeks we could read a lot of comments about ourselves, which Indianka put on our CS profile and her blog. They were not only vicious, but also just lying (Isabelle accused us, among others, that we forced her to feed us and let us sleep in her house, and that we reported to the Police after she refused to feed us, because we were lazy and not fulfilling our duty of 5-hour work. For us, the idea of such accusation seems absurd..) [http://www.ranchoromanticaderedecofarm.blogspot.com/2012/08/angry-like-hell.html]
Of course, there is also a huge dose of homophobia in Indianka's texts, and we would like to make that thing clear as well. We are indeed a couple of lesbians, and Indianka was fully aware of this fact, because we informed her about it in the mails we exchanged before we visited her. She answered that she doesn't really find it natural, but it doesn't bother her and she wants to meet and host us anyway; se treated this information as a kind of a curiosity. During our stay at the farm we didn't even talk about it - and we were not offensive in any way (to be clear), so there was even no need to talk about it. That's why we think that this burst of extreme intolerance against homosexuals in general that appeared in Indianka's texts, is a reaction to meeting us.
>>>Keep reading>>>
>>>Czytaj dalej>>>
For the next few weeks we could read a lot of comments about ourselves, which Indianka put on our CS profile and her blog. They were not only vicious, but also just lying (Isabelle accused us, among others, that we forced her to feed us and let us sleep in her house, and that we reported to the Police after she refused to feed us, because we were lazy and not fulfilling our duty of 5-hour work. For us, the idea of such accusation seems absurd..) [http://www.ranchoromanticaderedecofarm.blogspot.com/2012/08/angry-like-hell.html]
Of course, there is also a huge dose of homophobia in Indianka's texts, and we would like to make that thing clear as well. We are indeed a couple of lesbians, and Indianka was fully aware of this fact, because we informed her about it in the mails we exchanged before we visited her. She answered that she doesn't really find it natural, but it doesn't bother her and she wants to meet and host us anyway; se treated this information as a kind of a curiosity. During our stay at the farm we didn't even talk about it - and we were not offensive in any way (to be clear), so there was even no need to talk about it. That's why we think that this burst of extreme intolerance against homosexuals in general that appeared in Indianka's texts, is a reaction to meeting us.
>>>Keep reading>>>
Inne działania do tej pory i ich efekty
Other actions and their effects so far
- Zwróciłyśmy się z prośbą o ocenę sytuacji do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Towarzystwo przyjrzało się sprawie, kontaktując się z Powiatowym Inspektorem Weterynarii. Zwrotnie otrzymałyśmy następującą odpowiedź:
Dziękujemy za informację. Sprawa została rozlegle skonsultowana z Powiatowym Lekarze Weterynarii, na chwilę obecną nie ma w jego ocenie bezpośredniego zagrożenia dla warunków bytowych zwierząt, problem zacznie się w okresie zimowym. Podstawową kwestią jest ewentualna zdolność, lub jej brak do odpowiedzialnej opieki nad zwierzętami przez ich właścicielkę. Powiatowy Lekarz przesłał nam stronę - ofertę usług tego gospodarstwa, są tam też wpisy w postaci własnych wynurzeń właściciela zwierząt, które można pozostawić bez komentarza. Sytuacja napawa niepokojem o dalszy los zwierząt, dlatego sprawa będzie dalej monitorowana i ewentualnie procedowana zgodnie z określonymi przepisami ustawy o ochronie zwierząt.Krajowy Inspektorat TOZ
- Przeniesienie suki Satji i jej szczeniąt do schroniska w Giżycku. To była naszym zdaniem kwestia najbardziej uderzająca, dlatego bardzo cieszymy się z takiego obrotu spraw! Natomiast domniemania Indianki na temat rzekomej chciwości schroniska w związku z dotacjami wydają się w tym świetle nieco nie na miejscu. [http://kreatywnaromantyczka.blogspot.com/2012/09/wieczor.html]
- W odpowiedzi na nasze pismo, w gospodarstwie Indianki przeprowadzone zostały kontrole z inicjatywy Urzędu Gminy Kowale Oleckie. Według oficjalnej pisemnej odpowiedzi, którą otrzymałyśmy, „nie stwierdzono, by w obejściu gospodarstwa znajdowały się szczątki jakichkolwiek zwierząt” (…?). Stwierdzono też, że kondycja zwierząt przebywających w gospodarstwie nie wymaga interwencji – z wyjątkiem psa i szczeniąt, które przeniesiono do schroniska (j.wyżej). Zwrócono jednak uwagę na „bardzo zły stan techniczny budynków inwentarskich oraz na brak paszy i ściółki dla zwierząt na okres zimowy”. Według pisma, Indianka zobowiązała się do naprawy budynków i zabezpieczenia paszy.
- Po jakimś czasie skontaktował się z nami jeden z niedoszłych zagranicznych wolontariuszy. Opowiedział nam on drogą mailową o swoich doświadczeniach w kontakcie z Indianką – nie dotarł on co prawda do Czukt i nigdy nie spotkał Indianki osobiście, ale właśnie z powodu swojej rezygnacji z przyjazdu otrzymał wiele nienawistnych maili i wpisów na swoim blogu – które, ogólnie rzecz ujmując, robiły wrażenie absurdalnie wrogich i paranoicznych. W podobnym czasie udało nam się także skontaktować z jednym z wolontariuszy, który przebywał na gospodarstwie Indianki (i który także wyjechał przedwcześnie, posiłkując się wymówką). Także z jego relacji wynikało, że było to doświadczenie zdecydowanie negatywne.
Naszym zdaniem Indianka nadużywała zaufania i dobrej woli
wolontariuszy, dlatego postanowiłyśmy opisać tę sytuację koordynatorom dwóch
portali związanych z wolontariatem (Helpx i Workaway), z których korzystała
Indianka. Oba portale potraktowały sprawę poważnie i poprosiły o kontakt do
innych osób, które mogłyby potwierdzić przedstawiany przez nas obraz sytuacji.
Jeden z wyżej wymienionych wolontariuszy zgodził się opisać swoje doświadczenia
– co ostatecznie stało się dla koordynatorów przesądzającym argumentem i
doprowadziło do usunięcia oferty Indianki z obydwóch portali.
Z oczywistych przyczyn nie podajemy tutaj żadnych danych
osobowych wyżej wymienionych osób.
In our opinion, Isabelle was misusing the trust and good will of the volunteers, so we decided to describe this situation to the coordinators of two websites: Helpx and Workaway (these were the two we knew that Indianka used). Both took it very seriously, and they asked for contact with any other person who would be able to confirm our story. One of the volunteers mentioned above agreed to share his experience - which was enough for both coordinators, and Indianka's offer was deleted from both websites.
For obvious reasons, we don't mention the names of the volunteers here.
- We asked the Animal Care Society to assess the situation. They examined the case, contacted the Regional Veterinary Inspector. They wrote an email to us - for that moment there was no indirect threat to the animals; however, they were afraid what is going to happen in winter, and they planned to monitor the case and possibly take actions according to proper regulations.
- The dog from the stable - Satja - and her puppies were moved to the shelter in Giżycko. Actually, his is what we are most glad about.
- After out official notification, some controls were run by the Office of Kowale Oleckie District. Accoriding to the answer we got, "there were no animal remains in the farm" (...?). The state of the animals was considered to be fine and not in need for interventions - except for the dog and the puppies, which had been taken to the shelter (as above). However, they noticed "the very bad state of the buidings, and lack of food and bedding for the animals for the winter time". According to the paper, Isabelle promised to repair the buidings and get the food before the winter comes.
- After some time we got an email from some guy from abroad, who had been intending to become one of Isabelle's volunteers, but it didn't happen. He told us about his experience in contacting Indianka via mails - of course, he didn't meet her in person because he never reached Czukty, but because of that he got lots of hateful mails and comments on his blog - which were absurdly hostile and paranoic. Approximately in the same time we managed to contact another foreign volunteer, who spent some time on Isabelle's farm (and also left earlier than expected, using an excuse). Also his experience was definitely negative.
In our opinion, Isabelle was misusing the trust and good will of the volunteers, so we decided to describe this situation to the coordinators of two websites: Helpx and Workaway (these were the two we knew that Indianka used). Both took it very seriously, and they asked for contact with any other person who would be able to confirm our story. One of the volunteers mentioned above agreed to share his experience - which was enough for both coordinators, and Indianka's offer was deleted from both websites.
For obvious reasons, we don't mention the names of the volunteers here.
Subskrybuj:
Posty (Atom)